To wydaje się nieprawdopodobne, żeby za podobną robotę jednemu wykonawcy Urząd Gminy zapłacił 30 tys. zł, a drugiemu … 1 zł. A jednak! Taki przypadek zanotowano ostatnio w Świętajnie.
NIE MA SENSU KOPAĆ SIĘ Z KONIEM
Wracamy do tematu, o którym pisaliśmy dwa tygodnie temu. Chodzi o wycinkę kilkudziesięciu przydrożnych drzew w Jerutach. Przypomnijmy, że za wykonanie tego zadania Urząd Gminy wypłacił z samorządowej kasy astronomiczną kwotę sięgającą 30 tys. zł. Teraz wyszło na jaw, że robota mogła kosztować samorząd symboliczną złotówkę.
Andrzej Maciora, mieszkaniec Chochołu, zawodowo zajmuje się wycinką drzew od lat. Do niedawna prowadził jednoosobową działalność gospodarczą, teraz pracuje dla jednej z firm świadczącej usługi leśne. O tym, że gmina będzie zlecała wycinkę w Jerutach dowiedział się od swego kuzyna, który przypadkowo natrafił przy swojej działce na urzędnika mierzącego drzewa przeznaczone do usunięcia. Na krótko przed upływem wyznaczonego terminu pan Andrzej przesłał na dostarczonym mu przez urzędnika formularzu swoją ofertę. Opiewała ona na nie mniej ni więcej tylko… 1 zł. - Zaproponowałem symboliczną opłatę, bo wycięte drzewo miało być przekazane wykonawcy. A tego starczyłoby mi na opał na dwie zimy – mówi pilarz. Jego konkurenci zadeklarowali kwoty nieporównywalnie wyższe, bo odpowiednio - 40 tys. zł i 38 tys. zł. Wydawało się, że gmina znacząco zaoszczędzi. Nic z tego.