Chociaż ma dopiero 20 lat, jest już bardzo utytułowanym zawodnikiem. Czterokrotny Mistrz Polski w karate opowiada Czytelnikom "Kurka" o początkach swojej kariery i planach na przyszłość.

Karate mistrz

O surowym wujku

Jak większości chłopców mój kontakt ze sportem zaczął się od gry w piłkę nożną. Mogłem się za nią uganiać od rana do nocy. Gdy miałem 8 lat trafiłem do sekcji piłkarskiej MKS-u, którą prowadził mój wujek Zdzisław Moczydłowski. Grałem na lewej pomocy. Nie byłem jakimś super-asem, bo sport traktowałem bardziej jako przygodę niż życiowe wyzwanie. Oczekiwania wujka w stosunku do mnie były zdecydowanie większe. Po sześciu latach usunął mnie z klubu za to, że w czasie wakacji nie chciałem chodzić na treningi. Pewnego razu powiedział mi nawet, że nic w sporcie nie osiągnę. Później sprecyzował, że chodziło mu o piłkę nożną. Ale ja i tak jestem mu wdzięczny za tę decyzję, chociaż bardzo kochałem piłkę.

O drodze do karate

Widząc, że rzuciłem grę w piłkę, mój starszy brat Łukasz zaprowadził mnie pewnego razu do sekcji karate, w której ćwiczył od 3 lat. Byłem wtedy w 7 klasie podstawówki. Z początku niezbyt mi się ten sport podobał. Jakiś taki nudny, bo zamiast walczyć trzeba było wykonywać dziwne figury. Dopiero po pół roku, gdy mogłem wreszcie na treningu toczyć walki, coś mnie ruszyło. Polubiłem karate na dobre. Na każdych zajęciach dawałem z siebie wszystko.

O problemach wychowawczych

Wkrótce po rozpoczęciu treningów do trenera Piotra Zembrzuskiego przyszła moja mama prosząc go, by wypisał mnie z sekcji. Powód? Byłem niegrzecznym dzieckiem, sprawiającym spore problemy wychowawcze w szkole.

Zawsze ostatnie słowo musiało należeć do mnie, a to nie podobało się nauczycielom. Trener poprosił mamę, by wstrzymała się ze swoim zamiarem i dała mu szansę. Zaufała mu, a po pół roku zobaczyła, że są zmiany na lepsze.

O walce z kompleksami

Należałem do najniższych uczniów w szkole. Miałem o to żal do całego świata. Bardzo chciałem wyróżnić się czymś, co wzbudziłoby uznanie innych. To pragnienie bardzo mi pomogło w dążeniu do sportowych laurów. Pierwszym było zajęcie drugiego miejsca w Pucharze Podlasia w kata. Później przyszły osiągnięcia w walkach reżyserowanych, w których moją partnerką była Małgosia Zielińska. W pierwszym naszym starcie na ogólnopolskich zawodach zajęliśmy trzecie miejsce, w kolejnych sześciokrotnie wygrywaliśmy. Nasze osiągnięcia zostały docenione, dostąpiliśmy bowiem zaszczytu zaprezentowania naszych umiejętności podczas Mistrzostw Europy w karate w katowickim "Spodku", przy 15-tysięcznej widowni. Wkrótce do swojej medalowej kolekcji dołączyłem złoty medal wywalczony na Mistrzostwach Polski Wschodniej w kumite, pierwszym moim oficjalnym starcie w tej konkurencji.

O najlepszym roku

Największe sukcesy przyszły w czwartej klasie ogólniaka. Zdobyłem Mistrzostwo Polski juniorów i byłem trzeci na Mistrzostwach Polski seniorów. Poznałem Kasię, także trenującą karate w naszej sekcji. Razem przygotowywaliśmy salę w SP 6 do ogólnopolskich zawodów. Po wymianie kilku zdań zobaczyłem, że coś między nami zaiskrzyło i tak już trwa do dziś. Sprawy sercowe nie przeszkodziły mi w nauce, a wręcz przeciwnie. Bardzo dobrze zdałem maturę i dzięki temu dostałem się na studia z konkursu świadectw. Dziś jestem na drugim roku Elektroniki i Telekomunikacji w Akademii Techniczno-Rolniczej w Bydgoszczy.

O Kasi

Jest aktualną wicemistrzynią Polski Wschodniej w clicker. Poprzez to, że sama uprawia sport lepiej mnie rozumie. Wie, że by utrzymać formę, muszę sporo trenować. Wielu moich kolegów zerwało ze sportem, bo ich dziewczyny były mało wyrozumiałe. W moim przypadku na szczęście jest inaczej.

O treningach

Codziennie trenuję po 2-2,5 godziny z wyjątkiem niedziel. Ćwiczę w Szczytnie i Toruniu. Toruński Klub Karate jest jednym z najlepszych w kraju, posiadającym aktualnego wicemistrza Europy. Jestem w kadrze Polski. Podczas ostatniego zgrupowania w lutym tego roku, trener dał mi do zrozumienia, że widzi mnie w przyszłości w reprezentacji Polski. To byłby dla mnie wielki zaszczyt. Polska jest bowiem czwartym krajem na świecie w dyscyplinie, którą uprawiam.

O nagrodach

Są raczej symboliczne. Zazwyczaj oprócz medalu i dyplomu organizatorzy wręczają drobny upominek. Najlepszą nagrodą jaką do tej pory otrzymałem była mikrofalówka za wygranie V Plebiscytu "Kurka Mazurskiego" na Najpopularniejszego Sportowca-juniora roku 2001.

O filmach karate

Kiedyś bardzo lubiłem oglądać firmy karate. Teraz na toczące się w nich sceny walk patrzę z przymrużeniem oka. Przeciwnicy niemiłosiernie okładają się ciosami i śladu po tym nie widać. Tymczasem w rzeczywistości jedno kopnięcie w twarz przeciwnika sprawia, że nie jest on już w stanie podnieść się o własnych siłach.

O wypadkach

Walcząc z rywalem nie możemy go skrzywdzić tak, by wywołało to u niego poważniejsze konsekwencje. Mimo to rzadko, ale jednak dochodzi do wypadków. Podczas ostatnich Mistrzostw Polski jednemu z zawodników pękł bębenek.

O bliskich sobie osobach

Do osób, które miały największy wpływ na rozwój mojej kariery bezsprzecznie należy trener Piotr Zembrzuski. Treningi z nim były i ciągle są samą przyjemnością. Bardzo mi pomógł nabrać pokory i "wyprostował" życiowo. Nigdy bym nie osiągnął takich sukcesów gdyby nie mój brat Łukasz. Dzięki niemu trafiłem do tego sportu. Wiele czasu poświęcał mi jako sparingpartner. Mam też wielkie wsparcie ze strony mamy. Boi się przed każdymi zawodami, ale jednocześnie trzyma kciuki i wierzy we mnie. Do tego grona dołącza teraz Kasia. Poczucie, że mam osobę bliską mojemu sercu, wyzwala we mnie dodatkowe siły i energię.

O przyszłości

Bardzo bym chciał swoje dalsze losy życiowe związać ze Szczytnem. Mam do niego duży sentyment. Nie lubię wielkich miast, bo ginie tam się w tłumie. Tu jest do kogo pójść i porozmawiać. Tu jest moja mama.

notował: (olan)

2003.04.09