Zwiastuny programu TVN „Kuchenne rewolucje”, jak i sam jego początek nie zapowiadały niczego dobrego. Sugerowały raczej porażkę. Po przemaglowaniu personelu i właścicieli przez ekipę Magdy Gessler, karczma zmieniła jednak swoje oblicze.

- Przed nami kolejne wyzwanie, musimy utrzymać poziom wywindowany przez znaną restauratorkę - mówi Dorota Bartoszewska, właścicielka lokalu.

Karczma po przejściach

Po dwóch miesiącach od pierwszej wizyty autorki „Kuchennych rewolucji” w karczmie „Leśniczanka”, mogliśmy wreszcie zobaczyć w TVN efekt. Właściciele, choć do końca towarzyszyły im obawy co do ostatecznego wydźwięku, zdecydowali się zaprosić na czwartkowy wieczór swoich znajomych i partnerów handlowych. Zwiastun „Kuchennych rewolucji”, jak i początek programu były dla gospodarzy co najmniej niepokojące. Bezwzględna Magda Gessler już na początku wytknęła właścicielom liczne błędy, a jednym z najpoważniejszych był kompletny brak nadzoru nad lokalem. Analizy faktur wykazały, że osoba zarządzająca wydawała sporo pieniędzy na zakup surowców marnej jakości, skutkiem czego serwowane potrawy cechowały się niskimi walorami smakowymi. Co gorsza, właściciele musieli dopłacać do firmy. Nie zaskoczyła zatem ogólna konkluzja znanej celebrytki i restauratorki, że po prostu nikomu nic się tutaj nie chciało. Ilustracją przyczyn kłopotów była m. in. scenka ze znalezionym w kuchni kartonem z mrożonymi rybami w niebieskiej folii, z terminem przydatności do... 2019 r. Magda Gessler nie mogła też pojąć dlaczego, choć to przedproże Mazur, w karczmie nie uświadczy się świeżych ryb czy grzybów.

- Pachnie lasem, krowim łajnem, oborą, ale jeszcze nie pachnie smakami lasu - relacjonowała swoje wrażenia Gessler, stojąc na tarasie karczmy. Zapowiadało to zdecydowane działania. Jak widzieliśmy w telewizorach, bez ceregieli zdarła stare firanki, bo zasłaniały widok na pobliski las. Wprowadziła też zmiany w menu. Hitem stały się teraz bitki z dzika.

 

 

Aby zapoznać się z pełną treścią artykułu zachęcamy
do wykupienia e-prenumeraty.