Od ponad tygodnia wszyscy kibice Roberta Kubicy i sportów motorowych z niecierpliwością czekają na kolejne wieści ze szpitala, w którym przebywa polski kierowca. O dramatycznym zdarzeniu na trasie wyścigu rozmawiamy z rajdowcem Wojciechem Zaborowskim, który podczas swojej kariery zawodniczej także uległ ciężkiemu wypadkowi. Pomiędzy dwoma tymi zdarzeniami można znaleźć wiele analogii.

Kariery na zakręcie

TRAGEDIA NA RAJDZIE

Wypadek Wojciecha Zaborowskiego miał miejsce w czasie Rajdu Karkonoskiego w 1998 r. Szczytnianin był wtedy dobrze zapowiadającym się młodym kierowcą. Reprezentował barwy teamu Hołowczyc Management. W czasie wyścigu prowadzone przez niego mitsubishi lancer evo III wzbiło się na jednym ze wzniesień w powietrze. Po wylądowaniu kierowca nie miał już szans na pokonanie znajdującego się 300 metrów za górką prawego zakrętu. Auto uderzyło w drzewo.

Podobnie jak w przypadku Roberta Kubicy, tu także ciężkich obrażeń doznał jedynie kierowca. Pilot Zaborowskiego, Tomasz Malec, o własnych siłach wyszedł z samochodu. Jak się okazało później miał połamaną rękę. Szczycieński rajdowiec na wyciągnięcie z rozbitego auta musiał czekać ponad 30 minut. Te dwa wypadki łączy także kilka innych analogii. Obydwa wydarzyły się na pierwszym odcinku rajdu około godziny ósmej rano. Asfalt o tej porze bywa często lekko wilgotny, przez co samochód nie trzyma się drogi tak jak powinien. W momencie wypadków obaj kierowcy byli w zbliżonym wieku.

OCALIĆ PRZED AMPUTACJĄ

Po wydobyciu Kubicy z samochodu i przetransportowaniu go do szpitala najbardziej obawiano się o jego połamaną w wielu miejscach dłoń. Przez pewien czas istniało zagrożenie, że będzie ją trzeba amputować. Teraz po kilku poważnych operacjach kierowca powoli dochodzi do siebie. Czeka go jeszcze jednak bardzo długa rehabilitacja, mimo to lekarze coraz optymistyczniej patrzą na możliwość powrotu rajdowca na tor wyścigowy. Także Wojciech Zaborowski po przewiezieniu do szpitala w Karpaczu nie mógł liczyć na pomyślną diagnozę. W najgorszym stanie znajdowała się jego pogruchotana lewa noga. Kończyna była bowiem złamana w jedenastu miejscach.

- Lekarze w Karpaczu jedyne wyjście widzieli w amputacji nogi. Całe szczęście po moim telefonie do Hołowczyca podjęta została decyzja o przewiezieniu mnie do Wrocławia.

Tam mimo tego, że była to sobota, szybko zwołano konsylium lekarskie. Po jego zakończeniu rozpoczęła się trwająca około 11 godzin operacja. Zakończyła się ona sukcesem i widmo amputacji kończyny zostało oddalone. Była to dopiero jedna z 13 operacji jakie przeszedł w czasie swojego pobytu w szpitalu. Mimo ciężkich obrażeń ciągle wierzył w swój powrót na tor.

- Gdy obudziłem się po 2 dniach od operacji zauważyłem jednego z lekarzy. Starszy profesor podszedł i powiedział z ironią w głosie: - No to się już pościgaliśmy. Zacisnąłem wtedy mocno dłonie i odparłem: - Jeszcze zobaczymy.

W szpitalnym łóżku leżał myśląc tylko o tym, żeby wyjść jak najszybciej i znów zacząć się ścigać. Mało kto wierzył w jego powrót na tor. W szpitalu przebywał ponad rok, później czekała go jeszcze bardzo długa rehabilitacja. Jak mówi, wewnętrzna motywacja jest najważniejsza i pozwala człowiekowi wyjść z najcięższych sytuacji. Nie dziwi go więc optymistyczne nastawienie Roberta Kubicy, który już kilka dni po wypadku zapowiadał swój powrót do ścigania. Mimo tak długiego pobytu w szpitalu Wojciech Zaborowski już miesiąc po wyjściu, zdecydował się na udział w rajdzie Kormoran, zajmując w nim II miejsce w swojej klasie. Można mieć więc nadzieję, że podobnie będzie z Robertem Kubicą.

DLACZEGO POJECHAŁ NA TEN RAJD

Wielu fanów sportów motorowych bardzo liczyło na udane starty Kubicy w tym sezonie. Podobne nadzieje miał Wojciech Zaborowski. Jest pod wrażeniem wyników i umiejętności prezentowanych przez Roberta.

- Zastanawia mnie tylko to dlaczego pojechał na ten rajd, który nie miał żadnej większej rangi.

Dziwi się też, że wsiadł do samochodu (skoda fabia), którym nigdy wcześniej nie jeździł w rajdach.

- On wsiadł do nowego samochodu od razu na rajd. Ja bym tak nie zrobił.

Sporty motorowe bez wątpienia można zaliczyć do dyscyplin podwyższonego ryzyka. Kim są zatem ludzie, którzy ryzykując życiem i zdrowiem rzucają wyzwanie swojemu przeznaczenia?

- Niektórzy przychodzą na świat po to, żeby się ścigać. Potrzebna jest im adrenalina - odpowiada Wojciech Zaborowski.

Być może naszemu zawodnikowi po prostu mogło jej brakować w czasie 4 miesięcznej przerwy w F1.

- Po co jednak kusić los? Wiedział, że kolejny sezon zaczyna się lada moment, że ma nowy dobry samochód – zauważa.

Faktem jest jednak to, że gdyby nie uszkodzona bariera, najprawdopodobniej nic strasznego by się nie stało. Niestety wydarzenia potoczyły się inaczej.

WRÓCI WCZEŚNIEJ NIŻ SIĘ WSZYSTKIM WYDAJE

Od fatalnego w skutkach wypadku Roberta Kubicy minęły już ponad dwa tygodnie. Z każdym dniem docierają coraz bardziej optymistyczne wieści dotyczące jego zdrowia. Początkowe wątpliwości co do tego czy będzie mógł kontynuować karierę coraz częściej ustępują miejsca pytaniu kiedy powróci na tor. Czy będą to wyścigi F1 wszystko zależy od stanu jego dłoni. W tej dyscyplinie bardzo ważne są sprawne palce. Kierowca ma przed sobą pulpit, na którym znajduje się masa przycisków i pokręteł.

- Co do tego, że Kubica wróci do ścigania nie mam żadnych wątpliwości. Poczekajmy aż zdejmą mu szwy i zacznie się rehabilitacja. Może się zdarzyć, że wróci wcześniej niż się wszystkim wydaje i np. w czerwcu zobaczymy go na torze. Nie martwię się także o jego psychikę. Zawsze jeździł odważnie, na maksa, tacy zawodnicy są silni – mówi Wojciech Zaborowski.

Łukasz Łogmin/fot. archiwum Wojciecha Zaborowskiego, internet (f1)