Całkiem niedawno, bo w miniony czwartek "Kurek" otrzymał zaskakujące zdjęcie od Stanisława Ikaniewicza, które przedstawia kartofla, ale bardzo nietypowego.

Zacznijmy jednak od początku.

Kartoflane serce

Pan Ikaniewicz, wybrawszy się jesienią ubiegłego roku na miejskie targowisko nabył od rolnika z Olszyn kartofle na zimę. Potem w domu, co jakiś czas, podbierał co nieco z zapasów, wszak wiadomo, kartofel to niezbędny dodatek do niemal każdego naszego obiadu. Aż tu pewnego razu, wziąwszy nową porcję ziemniaków, a wydarzyło się to w przeddzień Walentynek, natrafił na arcyprzedziwny okaz. Nie obrał go i nie spożył, a zachował na pamiątkę - fot. 1.

Ów walentynkowy kartofel ma prawie idealnie symetryczne kształty i tak mocno przypomina serce, że aż trudno uwierzyć, iż coś takiego wyrosło pod ziemią!

USTERKI NA ŁĄCZACH

Pewien mieszkaniec Szczytna, jeszcze w zeszłym roku, stał się szczęśliwym posiadaczem elektronicznego cudeńka o nazwie Echostar DSB-606 - dolny fragment fot. 2.

Dlaczego rzecz ową nabył, jak się później okaże, dość lekkomyślnie? Ano uległ magicznej sile reklamy, którą usłyszał w radiu. Brzmiała ona mniej więcej tak:

Kup na własność rewelacyjny dekoder Echostar, a otrzymasz 6 miesięcy Pakietu Podstawowego Polsatu i 6 miesięcy Pakietu Film. Po 6 miesiącach niczym nieskrępowanego oglądania sam zdecydujesz i albo zapłacisz abonament i dalej będziesz oglądał kodowane kanały Cyfrowego Polsatu, albo nie zapłacisz i też będziesz oglądał ponad 500 niekodowanych kanałów cyfrowych.

Początkowo wszystko mniej więcej grało, pomijając liczne stop-klatki i pikselowanie obrazu w najmniej odpowiednich momentach. Jednak 6 miesięcy szybko upłynęło i nasz szczęśliwy posiadacz, aby nie utracić cennej oferty Polsatu, wypełnił odpowiedni blankiet, wpłacił pieniądze na poczcie za 3 miesiące z góry, po czym wygodnie usadowił się w fotelu, aby oglądać kolorowe obrazki na 34, a może nawet i większej liczbie kodowanych kanałów Polsatu i na 465 niekodowanych.

Ale co to? Nie minęły cztery dni, a telewizyjny ekran na prawie wszystkich kanałach platformy nagle zaczął wyświetlać uparcie jeden i ten sam napis - sygnał zakodowany - fot. 2.

Gotówkę na pewno wysłał, na pewno na właściwe konto - fot. 3.

Dlaczego zatem nie ma odbioru?

Być może poczta nawaliła - pocieszał się - i wysyłka pieniędzy została opóźniona. Cóż, minął tydzień, a obrazu jak nie było, tak nie ma. Zdenerwowawszy się zatem okrutnie, zadzwonił do polsatowskiego serwisu.

- Pieniądze są, i owszem, od ponad tygodnia - dało się słyszeć w słuchawce głos technika-operatora, który sprawdził wpłatę w komputerze. Ale, niestety, wpłacona kwota okazała się niewłaściwa i dlatego komputer zablokował sygnał.

W czym rzecz? Ano nasz Czytelnik wpłacił o 30 groszy za mało. Stawka miesięczna abonamentu wynosi bowiem 40,80 zł, a kwota ta pomnożona razy trzy daje 122,40 zł, a nie 122,10.

- Komputer rozstrzygnął ów fakt jako nieuiszczenie opłaty, odciął sygnał i dlatego nie masz pan kodowanych kanałów - rzekł do słuchawki technik.

- A to nie mógł policzyć za całe dwa miesiące, a resztę przenieść na trzeci tak, abym mógł później uzupełnić wpłatę? - zapytał nasz Czytelnik, mocno zdziwiony polsatowską matematyką.

Ano nie, bo jak się okazało, tego mógł dokonać tylko człowiek, ów dyżurujący technik-operator. Uległszy bowiem namowom naszego Czytelnika, wprowadził ręczną korektę do komputera i sprawił cud. Już następnego dnia, około południa, wszelkie kanały były dostępne.

NIEMA TELEWIZJA

A jakże, były dostępne, ale tylko tak na oko, bo ucho mówiło co innego. Wszystkie ciekawsze kanały, np. tvn, tvn turbo, czy discovery pozbawione zostały bowiem fonii.

- Co jest? - popadł w zadumę nasz Czytelnik i zastanawiał się, gdzie popełnił kolejny błąd. Może za fonię należało dopłacić extra?

Znów złapał za słuchawkę, by dzwonić do serwisu (połączenie jest oczywiście płatne).

A tam mówią mu, że popsuł zapewne dekoder, manipulując przy nim niewłaściwie i teraz trzeba go naprawiać, a to się wiąże z kosztami.

Dziwne, bo nasz Czytelnik w ogóle nie dotykał urządzenia. Skontaktowawszy się z innymi "szczęśliwymi" posiadaczami niemych echostarów doszedł do oczywistego wniosku, że to nie jego wina, bo u nich było to samo - również brakowało głosu. Nie było wyjścia - nazajutrz zadzwonił raz jeszcze.

Co ciekawe, tym razem usłyszał już nieco inne wyjaśnienie. Oto Polsat, w trosce o dobro Klientów, przesłał im nowe oprogramowanie drogą satelitarną, aby zapewnić jeszcze lepszy obraz. Tyle, że coś nie za bardzo wyszło z tą fonią ...

PS.

To, co wyprawia Polsat na swojej platformie, jakoś nie bardzo pasuje do tego, co znamy z reklam - owego wspaniałego świata cyfrowej telewizji. Dlatego zamiast komentarza proponuję taki obrazek - fot. 4.

Sądzę, że mina bohatera znanego serialu z tejże platformy jest dobrą ilustracją nastrojów polsatowskiej klienteli, a tytuł produkcji oddaje rzeczywisty stan rzeczy.

ACH, TE CHODNIKI!

- Co to się nie wyrabia na tych naszych chodnikach - skarży się "Kurkowi" jedna z pań pracujących w ratuszu. Pracę ma taką, że i wygląd odpowiedni musi być, a buciki - najlepiej szpilki.

Tylko jak w nich iść do pracy, kiedy nie można dać kroku po tak źle utrzymanych chodnikach.

Są śliskie i nieodśnieżone. Nasza Czytelniczka przejść musi sporo, bo całą ul. Nauczycielską, ul. Konopnickiej, Mickiewicza, Sienkiewicza, by dotrzeć w końcu do ratusza.

Pierwszy trakt z tej listy odśnieżany jest praktycznie tylko po jednej stronie, więc ludzie chodzą tylko tędy - fot. 5.

Drugim chodnikiem iść się nie da. Dalej, za skrzyżowaniem nie jest lepiej i tak aż do centrum miasta, gdzie dopiero pod samym gmachem ratusza następuje poprawa.

A co na dziedzińcu zamkowym?

Tutaj zlodowaciałą skorupę pokrywającą cały wewnętrzny plac atakowano niedawno zmyślną maszynką, podobną do glebogryzarki, ale nieskutecznie. Miejscami warstwa lodu nadal pozostała. A można byłoby obejść się bez wyspecjalizowanego sprzętu. Wystarczyłaby przecież zwykła łopata i systematyczność - nic więcej.

Wówczas nawierzchnia wyglądałaby tak - fot. 6.

Tyle, że dobrze utrzymanych chodników w mieście mamy niewiele i nawet nie udało się tego uzyskać pod najgłówniejszym z miejskich gmachów.

Tam, gdy oglądałem dziedziniec, spotkałem pewnego zakłopotanego zimowego turystę.

- Czy to zimą nie można już zwiedzać ocalałych fragmentów szczycieńskiego zameczka? - zapytał, próbując się tam dostać. Po prostu nie udało mu się wypatrzyć schodków prowadzących do ruin, gdyż te całkowicie ukryły się pod śniegowo-lodową kołderką - fot. 7.

2005.02.23