...Marianna Lewandowska podarowała mi unikatowe zdjęcia przedstawiające rampę sklepu nabiałowo-piekarniczego zlokalizowanego w latach siedemdziesiątych w Szczytnie przy ulicy Ogrodowej. Tę placówkę potocznie nazywano „Na rampie” i właśnie jednym z pierwszych jej kierowników była pani Maria. Przy osobie pani Marysi pragnę zatrzymać się na dłużej i przy okazji odsłonić rąbka różnorodnych tajemnic.

Kierowniczka...
Świetlica „Społem” w Szczytnie, 2010 r. Zespół „Mazury” oraz członkowie Zarządu i Rady Nadzorczej. Marianna Lewandowska pierwsza z prawej

Otóż urodziła się w 1941 r. w Zborowie, powiat Busko-Zdrój, województwo kieleckie, ale właśnie w Szczytnie, po skończeniu szkoły podstawowej, chciała się dalej kształcić. Zdradziła mi, że w tajemnicy przed rodzicami napisała list do mieszkającego w Szczytnie wujka Władysława Kielina i prosiła o pomoc w realizacji planu dalszej nauki i docelowo pracy w Szczytnie. Ku jej wielkiej radości, i niestety przy niezadowoleniu rodziców, wuj odpisał, żeby przyjechała. Z duszą na ramieniu, pełna sprzecznych uczuć, gdyż radość mieszała się ze strachem, ruszyła do Szczytna. Początkowo mieszkała u wuja, a uczyła w Zasadniczej Szkole Zawodowej. Jednak szybko się usamodzielniła, znalazła pracę, przeniosła na stancję. Najpierw pracowała w Państwowym Liceum dla Wychowawczyń Przedszkoli jako intendentka, ale gdy dowiedziała się, że Miejski Handel Detaliczny zatrudnia sprzedawców, postanowiła w tym zawodzie spróbować swoich sił.

Odznaka „Zasłużony Pracownik Handlu”, którą otrzymała Marianna Lewandowska

Była odważna, pracowita i sumienna. W opinii z dnia 29 stycznia 1960 r. podpisanej przez panią dyrektor S. Mesojed czytamy: Wywiązywała się ze swojej pracy bardzo dobrze, cechowała ją sumienność i uczciwość. Była pracownicą zdyscyplinowaną i odpowiedzialną za powierzone jej obowiązki, mimo swojego młodego wieku i braku doświadczenia. Gdy prowadzimy rozmowę, pani Maria wspomina, że nie było łatwo, ale ja chciałam wiele rzeczy umieć, a jak się chce, to człowiek wszystkiego się nauczy. Otóż całe swoje życie zawodowe pani Maria związała z handlem. W „Społem”, po wszelkich przekształceniach i łączeniach, przepracowała 35 lat. Dawniej, gdy zatrudniano pracownika, a w przypadku pani Marysi było to w roku 1960, kandydat do pracy wypełniał kwestionariusz osobowy. W poszczególnych rubrykach własnoręcznie wpisywał swoje dane, między innymi imię i datę urodzenia. Nikt wówczas nie konfrontował tych wpisów z metryką urodzenia czy też innym urzędowym dokumentem. Więc dziewiętnastoletnia Maria została zatrudniona na stanowisku młodszego sprzedawcy, w 1962 r. została sprzedawcą, a w 1963 awansowała na stanowisko kierownika sklepu. Najmilej wspomina początki. Opowiadała mi, że gdy była „piękna i młoda”, to miała chęci i zapał do wszystkiego i jak wspomina była „robota i głupota”, np. pozowanie do fotek na rampie kultowego sklepu. Gdy zostałam zatrudniona w „Społem”, to zawsze wesoło rozmawiałyśmy i gdy pochwaliłam się, że wychodzę za mąż, to właśnie pani Maria od razu powiedziała – „załatwię wam kurczaki” i po te kurczaki jechałam rowerem do sklepu nr 6 przy ulicy Bohaterów Westerplatte, by potem słyszeć wielkie słowa uznania od gości, że „mięsko palce lizać”.

Pani Marysia (z prawej) wraz z koleżankami na rampie sklepu nabiałowo – piekarniczego przy ul. Ogrodowej (dziś w tym miejscu funkcjonuje sklep z firanami i zasłonami)

Nigdy nie odmawiała swojej pomocy i nie stroniła od prac społeczno-samorządowych, a że była lubiana, więc nawet została wybrana do Rady Nadzorczej i wówczas dla pani Marii i Spółdzielni zaczęły się urzędnicze schody. Otóż zgodnie z metryką urodzenia, wcale nie ma na imię Maria („tak wszyscy na mnie wołali”, nawet teraz w rozmowie telefonicznej śmieje się z tego), ale Marianna i nie urodziła się, jak wpisywała we wszystkich dokumentach w lipcu, a w sierpniu. Takie niby drobiazgi, a w myśl prawa nie do przyjęcia. Gdy o tym rozmawiamy, pani Maria od razu się śmieje i twierdzi, że najlepiej sobie pośpiewać i nie zawracać głowy drobiazgami. Faktycznie, wiele radości wniosła w działalność Koła Spółdzielczyń, bo jako członkini Zespołu „Mazury” skrzykiwała członków zespołu, by występami uświetniali spółdzielcze spotkania. Ostatni raz widziałam panią Marysię Lewandowską w 2019 r., gdy uroczyście pan Prezes Stanisław Tunkiewicz otwierał Gabinet Wspomnień. Już wtedy miała problemy z chodzeniem, ale gdy usłyszała, że w tym dniu spotka inne koleżanki emerytki, od razu kule w ręce chwyciła i poprosiła córkę Beatę o transport na ważną uroczystość.

Załoga nieistniejącego już sklepu nr 6 przy dzisiejszej ul. Bohaterów Westerplatte. Kierowniczka Marianna Lewandowska pierwsza z lewej

Od lat pani Maria dzwoni do mnie i składa życzenia z okazji świąt, czy też moich imienin. Zawsze jej życzenia układają się w piękne wiersze i za każdym razem przywołują miłe wspomnienia. Udostępniła mi swoje osobiste pamiątki i pozwoliła o tym napisać. Prosiła też, bym w jej imieniu wszystkich pozdrowiła, bo nie tylko kierowniczką była, ale mieszkanką Szczytna i człowiekiem, który się śmiał i łzy nieraz lał. Na koniec naszej rozmowy powiedziała: Z bukietem róż nie przyjdę już, ale mnie miło wspominajcie i co złe wybaczajcie.

Grażyna Saj-Klocek