Tak się złożyło, że na skutek nagłej kontuzji wylądowałem w szczycieńskim szpitalu. Spędziłem tam kilka dni na oddziale interna II. Jestem już w domu i chcę teraz podzielić się z moimi czytelnikami wrażeniami z nowego obiektu. Nowego, bowiem oddział interna II mieści się w świeżo zbudowanej części szpitala.
Tej, która do niedawna była lecznicą covidową. Dwa i pół roku temu spędziłem w naszym szpitalu nieco więcej czasu i napisałem o swoim pobycie, z rozrzewnieniem, aż dwa felietony. Ale dzisiaj, w nowej części jest zupełnie inaczej
Zacznę od szpitalnego budynku. Nowiutki, czyściutki, wygodny. Ale nie wszystko spodobało mi się. Przede wszystkim dostęp do „deski rozdzielczej”, czyli zespołu gniazdek elektrycznych i innych przycisków, które mają służyć leżącym pacjentom. Ten fryz, umieszczony na ścianie, nad głowami leżących, jest stanowczo za wysoko. Żeby wcisnąć niezbędny guzik, trzeba usiąść na łóżku i sięgnąć ręką dość daleko. Na leżąco nie da się tego zrobić. Jeśli chory wieczorem zapaliłby sobie lampę do poczytania, a potem nagle ogarnęłaby go senność, to musiałby ocknąć się i solidnie unieść, aby przywrócić ciemność. Szczególnie denerwujący jest także brak przycisków przywołujących pielęgniarkę. W związku z tym, wzdłuż długiego korytarza, wszystkie drzwi od pokojów są otwarte i jeśli któryś z pacjentów czegokolwiek potrzebuje to głośno wrzeszczy. Proszę sobie wyobrazić, jak to nagle, wieczorową porą, rozlega się głośny okrzyk SIOSTRO, BASEN! Przypuszczam, że owe niedogodności wynikają z bardzo pospiesznej budowy obiektu przeznaczanego dla zakażonych covidem i wcześniej, czy później zostaną zlikwidowane.
Wymienione niewygody wynagradza fantastycznie przyjazny i kompetentny personel oddziału.