Czas mamy taki, że trzeba na gwałt rozliczyć się z PIT-ami, a więc klientów do Urzędu Skarbowego w Szczytnie dzień w dzień walą tłumy. Tymczasem, i to dosłownie, a nie w przenośni, rzucono tutaj pod nogi interesantom olbrzymie kłody - fot. 1.

Kłody pod nogi

No, jak to tak może być? Przecież każdy potencjalny klient skarbówki, który się tutaj pojawi, zostawi urzędnikom niemałą kupę szmalu, więc zasługuje na najwyższy szacunek oraz jak najmilszą obsługę, a nie na traktowanie go kłodami i to już przy samym wejściu.

* * *

Cóż, okazuje się, że to nie urzędnicy skarbowi osobiście, a Krajowa Dyrekcja Dróg i Autostrad jest odpowiedzialna za ową wycinkę drzew w takiej liczbie i w tak niefortunnym terminie, ale, i tu uwaga: na prośbę Urzędu Skarbowego.

- Składał on liczne monity do Urzędu Miejskiego, w końcu burmistrz zlecił nam tę robotę - mówi Józef Wrzyszcz, szef Krajowej Dyrekcji Dróg i Autostrad Rejon w Szczytnie.

Drzewa, zdaniem US, były bowiem stare, a w dodatku mocno nachylały się w kierunku parkingu, grożąc w każdej chwili upadkiem, ergo przygnieceniem nie tylko petenta urzędu i jego samochodu, ale także innych osób, które pojawiłyby się na chodniku lub parkingu. Uczyniono zatem to wszystko nie ku utrapieniu klienteli, ale ku jej dobru! W dodatku Urząd Skarbowy, pozbawiony zagrożeń, został przy okazji pięknie prześwietlony (ogołocony z drzew) i teraz ślicznie się prezentuje, stanowiąc jedną z ładniejszych budowli w Szczytnie.

Można takie tłumaczenie wziąć za dobrą monetę, choć wielu Czytelników "Kurka" ma odmienne zdanie. Uważają oni, że wycinanie drzew to zamach na żywą przyrodę, zwłaszcza że po zerżniętych pniach nie widać, aby były one spróchniałe. Nadto Czytelnicy wskazują na jeszcze jeden aspekt wycinki. Otóż olbrzymie kłody, mimo upływu dni, ciągle leżały pod urzędem, jak i kosz na śmieci, przewrócony opadającym w trakcie ścinki konarem - fot. 2.

Dopiero w czwartek, 24 marca, drewniane bale znikły, choć na posesji zostały gałęzie i chrust, w których obecnie harcuje dzieciarnia. Kosz na śmieci co prawda został doprowadzony do pionu, ale tylko prowizorycznie, bez wkopania fundamentu w ziemię.

NIEPEWNY LOS POMNIKA

Ostatnie czasy jakoś nie sprzyjają naszym nie tylko miejskim, ale i leśnym drzewom. Zagrożony jest bowiem jeden z najwyższych świerków pospolitych w Polsce, a bez wątpienia największy i najwyższy na Mazurach. Ciągle on jeszcze rośnie i to tuż pod naszym miastem, w obrębie leśnictwa Gizewo (za szpitalem), gdzie wyraźnie wypiętrza się ponad ścianę lasu - fot. 3.

Ów okaz o niebagatelnej wysokości 49 m i obwodzie pnia na wysokości 130 cm - 4 m żyje już około 250, a może i 300 lat, co by znaczyło, iż pamięta czasy, kiedy Szczytno nie miało jeszcze pełnych praw miejskich (1723 r.). Świerk był wielokrotnie opisywany w "Kurku", a ostatnio "Kręcioły", które wybrały się na wycieczkę w okolice, gdzie on rośnie, poinformowały nas, iż coś złego dzieje się z drzewem, gdyż schną mu konary.

* * *

Niestety, nie mamy pomyślnych wieści dla naszych Czytelników, zwłaszcza miłośników przyrody. Jak dowiedzieliśmy się bowiem od Janusza Kleszczewskego, szefa Nadleśnictwa Szczytno, jeszcze w ubiegłym roku na przełomie lipca i sierpnia w ów wspaniały świerk uderzył piorun.

Początkowo nic nie wskazywało na zagładę pomnikowego okazu, ale z czasem, wskutek osłabienia, drzewo zaatakowały korniki. Świerk toczony przez te owady zaczął tracić igliwie i żywicę.

Na miejsce sprowadzono naczelnika Wydziału Ochrony Roślin z Regionalnej Dyrekcji Lasów Państwowych w Olsztynie, a także kierownika Zakładu Ochrony Lasów, aby wspólnie znaleźć sposoby zaradzenia złu. Zdecydowano się na wstrzyknięcie pod korę świerka środków owadobójczych, co wymagało nawiercenia otworów u podstawy rośliny (tuż nad korzeniami). Po zabiegu otwory zakorkowano i pokryto ochronną warstwą.

Niestety, nie przyniosło to spodziewanych efektów, a na domiar złego z pnia, w miejscu, gdzie uderzył piorun, zaczęła opadać kora, co jeszcze dodatkowo osłabiło drzewo.

Choć świerk nadal żyje, jego los nie jest pewny. Teraz wszystko zależy od tego, czy z wiosną, gdy ruszy wegetacja, drzewo zregeneruje koronę.

DZIURAWE ULICE

Każdy użytkownik miejskich ulic widzi, jak wyglądają ich nawierzchnie.

Jedna z bardziej wizytowych tras, czyli ciąg ulic Kolejowej i Chrobrego jest wypełniony dziurami aż nadto. To samo dotyczy ulic Leyka, Konopnickiej, Leśnej, itp., itd., że nie ma już sensu wymieniać pełnej listy.

Wiadomo, przyszła wiosna, co między innymi można poznać po takim widoku - fot. 4, czyli pozimowym wietrzeniu pościeli (ul. Kolejowa).

A skoro mamy w końcu tę wiosnę, to aż tak mocno nie dziwi, że nasze nieremontowane miejskie szlaki składają się głównie z dziur, a nie z asfaltu.

Cholera jednak człowieka bierze, gdy widzi, że niby coś się remontuje, a wynik tego jest opłakany.

Oto mamy ul. Ogrodową i dziurę łataną tam ok. 2 tygodni temu. Jak rzecz wygląda teraz? Ano spójrzmy na fot. 5.

Źle wykonana robota sprawiła, że nawierzchnia zapadła się ponownie. Kierowcy klną i klnie właściciel sklepu posadowionego tuż obok dziury, bo odstrasza mu ona zmotoryzowanych klientów, którzy omijając przeszkodę szerokim łukiem, omijają także i jego placówkę.

PROSTO Z AMERYKI MAX WYLĄDUJE W "KURKU"

Jeszcze niedawno nasz znakomity bard Jarosław Jar Chojnacki skarżył się "Kurkowi", że jego ciekawy i wartościowy teledysk "Modlitwa w podróży" pokazywany jest jedynie na Polonii, tj. telewizyjnej stacji, która choć nadaje także i do USA, to jednak prawie nikt tam jej nie ogląda. Teraz może mieć on jednak powody do dużo większej satysfakcji, gdyż od kilku dni, i to dość często, ów videoklip pokazuje Polsat 2, kanał chętnie oglądany tak w Polsce, jak i za oceanem - fot. 6!

Czytelników "Kurka" informuje o tym sam Max Kolonko, od którego otrzymaliśmy internetową korespondencję z Ameryki i który w kwietniu wraca do Polski.

TVP nie chce bowiem przedłużyć mu umowy, która wygasa z dniem 31 marca.

Co w związku z tym? Ano Max, usłyszawszy w środkach masowego przekazu, że "Kurek Mazurski" jest pierwszą lokalną gazetą w Polsce, przynajmniej jeśli chodzi o tematykę ekologiczną (a kto zaprzeczy, że i nie w innych dziedzinach?), postanowił starać się u nas o pracę.

Od Chojnackiego dowiedział się, że w "Kurku" wolny jest etat sekretarza redakcji i stąd jego podanie o pracę. Nasz naczelny przyjął zatem Maksia (bo tak będziemy się do niego zwracać w redakcyjnym gronie) do pracy - fot. 7.

No, nie ma co ukrywać, patrząc na fotografię nr 7, widzimy, że "Kurek" nie tylko świetnie leży Maksiowi w dłoniach, ale i wybitnie pasuje do tej nietuzinkowej postaci.

- Ameryka, choć piękna i robi na człowieku kolosalne wrażenie, to nigdy nie zastąpi mi ojczystego kraju - zwierza się naszej gazecie Max Kolonko. - Z kolei w Polsce najpiękniejsze są Mazury, dlatego właśnie tutaj się osiedlę i już od kwietnia rozpocznę pracę w "Kurku".

2005.03.30