Kłopotliwy nadmiar śniegu

W poprzednim numerze „Kurka” pisaliśmy m. in. o tym, jak to spółdzielnia „Rolnik” podrzuciła, niczym kukułcze jajo, śnieg zebrany z targowiska na sąsiadujący z nim miejski parking. Zaraz po ukazaniu się się publikacji administrator targowiska tłumaczył „Kurkowi”, że nie miał innego wyjścia. Z konieczności wysypał śnieg na placu parkingowym, gdyż miasto nie wskazało mu miejsca, gdzie mógłby go złożyć, nie powodując przy tym konfliktu.

Z takim stanowiskiem nie zgadza się jednak Krystyna Lis z Urzędu Miejskiego, mówiąc nam, że wskazała odpowiednie miejsce w Nowym Gizewie, ale administrator nie skorzystał z tej propozycji. Powód był prozaiczny. Koszty transportu śniegu nawet w tak nieodległe miejsce byłyby zbyt duże jak na możliwości finansowe spółdzielni „Rolnik”. Wywóz jest faktycznie kosztowny, dlatego ratusz zapowiada, że w tym roku, tak jak i w latach ubiegłych, śnieg nie będzie wywożony z miejskich ulic czy chodników.

- Jedynie w sytuacjach awaryjnych, gdyby zwały śniegu uniemożliwiły komunikację na danym odcinku, będzie on wywożony do Nowego Gizewa, gdzie przygotowano specjalne miejsce - informuje Krystyna Lis. Tymczasem problem z hałdami białego puchu z dnia na dzień narasta. Choć ostatnio pada jakby mniej, śniegu przybywa. Istne góry wypiętrzyły się m. in. przy chodniku w okolicy marketu „Biedronka” (ul. Polska) - fot. 1. Są wyższe od dorosłego człowieka, ale na szczęście miejsca jest tu na tyle dużo, że piesi jeszcze ciągle mogą tędy przejść. Znacznie gorzej dzieje się na węższych miejskich traktach, np. na ul. Ogrodowej, Lipperta czy ul. Andersa. Wskutek odśnieżania potworzyły się tam spore pryzmy, znacznie zwężające jezdnie i chodniki. Ulica Ogrodowa, gdzie po dopuszczalnej stronie parkuje wiele samochodów stała się praktycznie jednokierunkowa, co ilustruje kolejne zdjęcie - fot. 2.

GENERAŁ NA ULICACH MIASTA

Przechodnie spacerujący ulicami Szczytna w mroźny poranek, 13 grudnia, mogli natknąć się na dość dziwaczną parę. Oto wąsaty zomowiec w pełnym rynsztunku, ciągnął na sankach długowłosego, osiwiałego generała. Był to rodzaj minihappeningu, poprzez który mieszkaniec naszego miasta Krzysztof Wilczek postanowił przypomnieć o tym, co wydarzyło się w ów dzień 29 lat temu. Jak nam powiedział, przygotowanie munduru zomowca i zmajstrowanie kukły generała zabrało mu niecałe dwa dni. Do kompletu dodał jeszcze walizkę pełną dekretów i sekretów PRL-u z kopiami rozmaitych dokumentów z tamtych lat, m. in. obwieszczeniem o wprowadzeniu stanu wojennego, które to materiały rozdawał, w formie ulotek – fot. 3. Niestety, gdy przemierzał ulice miasta i zagadywał napotkane osoby, wyszła na jaw bardzo słaba znajomość najnowszej historii kraju, zwłaszcza wśród młodzieży. Młodzi ludzie nie mieli żadnych skojarzeń z widokiem zomowca oraz generała i łamali sobie głowy nad tym, co miałoby to znaczyć.

- To smutne, ale zobowiązuje mnie, abym w przyszłym roku, gdy wypadnie okrągła 30. rocznica wprowadzenia stanu wojennego przeprowadził działania na znacznie większą skalę - mówi „Kurkowi” Krzysztof Wilczek i zapowiada, że przy współpracy z olsztynianami sprowadzi do Szczytna milicyjne, historyczne pojazdy wraz z oddziałami zomowców, które rozpętają w mieście istną, choć udawaną zadymę.

TUNELE PIĘKNE I NIEBEZPIECZNE

W mieście, jak to w mieście, człowiek od człowieka nie jest daleko, więc w razie nieszczęścia spowodowanego przez zimowe warunki jeden drugiemu może szybko pospieszyć z pomocą. Gorzej może być natomiast w mniej ludnym terenie, gdzie zima także zastawia na nas nie lada pułapki. Kilka dni temu „Kurek” wybrał się do pobliskiej wsi Jerutki. Trasa, która rozpoczyna się od miejscowości Młyńsko wiedzie szosą wyglądającą bardzo malowniczo o tej porze roku. Wchodzące nieomal wprost na jezdnię, pokryte grubą warstwą śniegu świerki i inne leśne drzewa tworzą zgoła bajkowy nastrój. Nawet konar przewieszający się przez całą szerokość szosy wygląda przepięknie - fot. 4.

Nic, tylko sycić oczy roztaczającymi się przed nami widokami, ale co z bezpieczeństwem podróży w takich warunkach. Przecież nie wiadomo, czy ów konar nie runie w dół i nie przygniecie auta? A gdyby ktoś sądził, że jest to jakiś odosobniony przypadek, śpieszmy dodać, że kawałek dalej, tuż przed wsią Jerutki, ciągnie się długi na sto, a może i więcej metrów odcinek, który całkowicie osłaniają od góry już nie tylko konary, ale i całe drzewa pochylające się nad szosą. Powstał tam utworzony ze splątanych gałęzi i konarów istny biały tunel, w który aż strach się zapuszczać - fot. 5.

Powodowani koniecznością wjechaliśmy z duszą na ramieniu do jego wnętrza i... udało się. Żadna gałąź ani drzewo nie zwaliło się na nas, ale czy sztuka ta uda się następnemu śmiałkowi? I jeszcze jedno. Uważne oko Czytelnika być może dostrzeże, że przy okazji fotografowania konarów pochylających się nad szosą, w kadr dostała się i sarenka wyskakująca akurat z lasu (czerwony otok - fot. 5). Zwierzaki, tak jak ludzie, również muszą wycierpieć swoje podczas srogiej, śnieżnej zimy. Gruba warstwa białego puchu znacznie utrudnia zdobywanie pokarmu, a poruszanie się po leśnych głuszach w kopnej, półmetrowej warstwie śniegu to też nie lada sztuka, w dodatku mocno wyczerpująca siły fizyczne. Jednak nasza dzika fauna jest przystosowana do zimowych kłopotów i sama, albo z pomocą leśników radzi sobie w tym trudnym okresie. Co jednak mają począć domowe zwierzaki, które właśnie gdy nastał mróz i posypało śniegiem, pozostawiono same sobie?

RATUNEK W OSTATNIEJ CHWILI

Członkowie miejscowego koła Towarzystwa Opieki nad Zwierzętami, jak informuje nas szefowa tej organizacji, Ewa Czerw, zapobiegli psiej tragedii, do jakiej doszłoby z pewnością w pewnym domostwie położonym w okolicach ul. Szopena.

Tam w drewnianej, nieocieplanej komórce-składziku, do którego wnętrza wiodła dziura wyszarpana w jednej z cienkich ścianek gnieździło się... osiem czworonogów. Trzy dorosłe sztuki i pięć małych szczeniaczków, a wszystkie w chwili odnalezienia były na skraju wyczerpania fizycznego, bo pozostawione bez jakiejkolwiek opieki i pokarmu. Cała psia rodzinka przy pomocy funkcjonariuszy straży miejskiej została odtransportowana do schroniska „Cztery Łapy”, gdzie dziś dochodzi powoli do zdrowia. Szczeniaczki nakarmione teraz i syte baraszkują sobie beztrosko w obszernym drucianym koszyku-klatce - fot. 6. Za towarzystwo mają... koty, bo wspólnie dzielą ogrzewane pomieszczenie. Dzieje im się dobrze, bo tam gdzie dotąd mieszkały nie miały dosłownie nic.

- Gdy zjawiliśmy się ze strażą miejską psie miski były kompletnie puste. Na otaczającym je śniegu nie widać było żadnych ludzkich śladów, co jednoznacznie wskazywało na to, że nikt do piesków ostatnio nie zaglądał - mówi kierownik schroniska Konrad Karchut i dodaje, że cała ta psia czereda została uratowana przed niechybną śmiercią nieomal w ostatniej chwili. Dorosłe czworonogi będące w nieco gorszej kondycji niż szczenięta przebywają w dziale kwarantanny. Dwa z nich, które jako tako doszły do siebie, tulą się do Konrada, zapewne tak oto wyrażając na swój psi sposób wdzięczność za wyratowanie z nie lada opresji - fot. 7.