Nie samym chlebem i pracą człowiek żyje, bo przecież od czasu do czasu potrzebna

jest także chwila relaksu i rozrywki. Jeśli zaś mieszka się we wsi Kot, wtedy nie

pozostaje nic innego, jak na czas zabawy puścić się w ... kocie harce.

Kocie harce

Mieszkańcy Kota, małej wsi położonej w gminie Jedwabno, postanowili nie pozostawać dłużnymi zwierzakowi, od którego nazwę wzięła ich miejscowość i zorganizowali kolejny festyn, w trakcie którego zbierali karmę dla kotków ze szczycieńskiego schroniska dla zwierząt „Cztery Łapy”.

Z kolei inne przychody z imprezy uzyskane m. in. z licytacji pięknych obrazków i rzeźb przedstawiających te puchate czworonogi oraz fantów z loterii przeznaczono na miejscowe, wiejskie cele, głównie na doposażenie placu zabawowo-rekreacyjnego i na internet.

- Mieszkamy trochę na uboczu, więc chcemy mieć nowoczesne, elektroniczne połączenie z resztą świata - powiedziała „Kurkowi” sołtys wsi Marianna Szydlik, by zaraz potem zachęcać publiczność do udziału w festynowych kocich harcach. Ogólną zabawę poprzedził jednak poważny, szczęściem nie za długi wykład na temat narodowego święta flagi. Zaraz po nim miejscowi artyści i młodzież skupiona w jedwabieńskim GOK-u pod wodzą szefowej Jolanty Pietruczuk dała barwną inscenizację znanej bajki „Kot z butach”. W finałowej scenie, kiedy odgrywano królewski bal, do poloneza z figurami włączyła się także publiczność. Ledwo widzowie odsapnęli po tańcu, a już czekała na nich kolejna niespodzianka - ogólny aerobik. Uzdolnieni artystycznie z zapałem uczestniczyli w konkursie na koci wielkoformatowy portret, zaś pełni energii młodzieńcy próbowali swoich sił we wspinaniu się na gładki pal. Na jego czubku czekała zdobywcę nagroda-niespodzianka. Wiele prób spełzło, oczywiście, na niczym, ale kilku młodzieńcom udało się sięgnąć szczytu. Najszybciej wspiął się Marcin z Kota, zaś wśród dzieci najsprytniejszym okazał się Michałek. Zgłodnieli mieli do dyspozycji kiermasze z ciastkami i ciastami miejscowego wypieku. Obok skwierczały na rożnie kiełbaski, był też pieczony kurczak, a także napoje i słodycze.

Niemałą sensację wywołał popis poskramiacza węży. Ów śmiałek prezentował cztery okazałe pytony, które brał na ręce i bez okazania jakiegokolwiek strachu owijał sobie wokół szyi, niczym różnobarwne szaliki. Wkrótce okazało się, że to nic takiego, gdyż zwierzęta te są bardzo spokojnej natury i nie atakują człowieka. Na potwierdzenie tych faktów poskramiacz dusicieli poprosił na scenę wszystkich chętnych -małych i dużych. Ustawiła się długa kolejka i każdy brał straszliwego z pozoru węża na ręce lub oplatał wokół własnej szyi i... nic się nikomu nie stało.

Marek J. Plitt