Niejednokrotnie pisałem o zwierzętach. O tych dzikich oraz udomowionych, współżyjących z ludźmi.
Takich jak konie, albo psy. Natomiast nigdy jakoś nie wspomniałem o kotach. A przecież są to zwierzęta równie bliskie człowiekowi jak psy. Co do mnie, to kocham wszystkie zwierzęta. Mimo że jestem typowym „psiarzem” i zawsze w moim domu był jakiś psi okaz, to miałem także okres, kiedy do naszego warszawskiego mieszkania przybył kocurek. Nieprawdopodobny okaz. Nie można było nie pokochać go. Niebieskooki syjam. Niesłychanie pojętny, a także świadomy psotnik, obdarzony niemałym poczuciem humoru. Nie sypiał on w tym samym pokoju, co ja z żoną, ale dokładnie wiedział, kiedy nadchodzi czas naszej pobudki. I oto o owej, porannej godzinie drzwi otwierały się i z dzikim wrzaskiem wjeżdżał do nas, zawieszony na klamce, kocurek. Robił to w ten sposób, że wskakiwał na zamknięte drzwi z półki regału, który stał po drugiej stronie. Łapkami chwytał się klamki. Ta uginała się, a impet skoku powodował, że skrzydło drzwi uchylało się w stronę naszego wnętrza. Wejście do pokoju było także miejscem jego ulubionego żartu. Kiedy przychodził do nas ktoś obcy, kot natychmiast zaczajał się na regale za drzwiami. W momencie, gdy gość te drzwi przekraczał, kocurek znienacka wychylał się i walił delikwenta łapką w pierś. Znajome panie twierdziły, że to erotoman, który dokładnie wie za co łapać.
To tyle wspomnień osobistych. Teraz trochę o kotach w ogóle.