ALE KINO!

Co to jest kino, każdy wie, bo widział tych parę, jeśli nie kilkaset filmów wyświetlanych na białym płóciennym ekranie. Przeglądając materiały redakcyjne, przypadkiem natrafiłem na artykuł pt. „Nie ma... we wsi” (str. 13), traktujący o tym, że w prawie 30-tysięcznym Szczytnie, po prostu go nie ma.

No i szlag mnie omal nie trafił, bo przypomniałem sobie te wspaniałe czasy, kiedy takowe o pięknie brzmiącej nazwie „Jurand” istniało i cieszyło się niemałym powodzeniem. Berbeciem będąc, biegałem tam na niedzielne poranki, później na westerny - lata podstawówki. Bardziej dojrzałe produkcje, np. „Ptaki” Alfreda Hitchcocka oglądałem kształcąc się już w ogólniaku. Lata dorosłe i późniejsze to przede wszystkim cykl „Matrix”, a potem już nic, pustka, czyli wielka dziura, jak ów wądół, który straszy w miejscu kina otoczony wysokim parkanem z kuriozalną ustronną budką, zapomnianą przez administratora i Urząd Miejski- fot. 1.

Kronika prowincjonalna

Z kolei płot, tak jak stał w zeszłym roku, tak stoi do dziś, ale za nim nic, ale to nic się dzieje. Widać tylko całkowicie opustoszały plac robót, przypominający kopalnię odkrywkową. No i cholera człowieka bierze, że nasze kino skończyło tak marnie.

CO NAM POZOSTAŁO?

No i co nam pozostało? Jak pisze Marek Olszewski, oglądanie vhs lub dvd, albo wyjazd do Olsztyna, bo to najbliższe miejsce, gdzie są jeszcze kina. Natomiast w Szczytnie...ano cóż - postawmy krzyżyk i tyle. Jednak jeszcze przed tym popatrzmy, Szanowni Czytelnicy, na takie zdjęcie - fot. 2. Oto rycerz powalon i posieczon, którego szczątki przytłoczone odłamkami granitowych płyt spoczywają sobie cichutko w jakimś tajemniczym kąciku. Cóż to za wojownik i co to za miejsce? Otóż wcześniej zdobił on elewację kina „Jurand” i tylko tyle z niego zostało po ataku buldożerów. Nędzne jego resztki oraz kilka fragmentów kolorowej mozaiki możemy obejrzeć na stałej muzealnej wystawie urządzonej w ratuszowej wieży.

Choć kina już nie ma, niespodziewanie dostarcza nam ostatnich, i to mocnych wzruszeń. Polecamy obejrzenie wystawy nie tylko miłośnikom celuloidowej taśmy.

ORYGINALNA TABLICA

Zapędziwszy się na stację paliw za byłym „Championem”, obecnie „Carrefour” (ul. Wielbarska), zauważyliśmy nieduży czerwony samochodzik. Nie byłoby w tym nic szczególnego, wszak pojazd wyglądał jak każdy inny, tyle że posiadał rozkładany dach oraz dość oryginalną tablicę - fot. 3.

- Czemu akurat tańcz? - zapytaliśmy. Miła dziewczyna siedząca na miejscu pasażera wyjaśniła, że tak w ogóle to pochodzi z Warszawy, a tablica ma taki napis dlatego, że jest to samochód firmowy szkoły tańca „Tropicana”.

BRAK SYNCHRONIZACJI

Między ul. Narońskiego, a Kolejową rozciąga się skwer zieleni. Rosną na nim m. in. opisywane w „Kurku” przed laty wisienki, które padły ofiarą zajadłego przeciwnika drzewek owocowych. Ów osobnik niemal poprzerzynał ich pnie, ale dzięki interwencji mieszkańców bloku administrowanego przez kolej, a polegającej na opatuleniu ran i wypionowaniu wisienek nie uschły one i rosną szczęśliwie do dzisiaj. Właśnie ów placyk porośnięty także trawą stał się przedmiotem pewnej skargi złożonej do „Kurka” w zeszłym tygodniu.

- Nasz administrator, czyli PKP, skosił skwer, ale tylko na części należącej do niego. Jednak kilkumetrowej szerokości pas pod płotem (grunty miejskie) pozostał, niestety, dalej porośniety wybujałą zielenią oraz chwastami - tak swoje niezadowolenie wyrażali mieszkańcy bloku nr 24 przy ul. Kolejowej. Przeszkadzało im to, że po zabiegu działka dziwnie wyglądała - częściowo okoszona, częściowo zarośnięta.

SPÓŹNIONA REFLEKSJA

„Kurek” przedstawił skargę mieszkańców inspektor Krystynie Lis z UM, przy okazji pytając, czemu brakuje synchronizacji w działaniu różnych służb porządkowych.

- Kolej ma mały skrawek do wykoszenia, ja natomiast znacznie, ale to znacznie więcej - powiedziała nam inspektor, dodając, że jeszcze przed Bożym Ciałem pośle tam swoich ludzi. No tak, musi dbać o prawie cały obszar miejskiej zieleni, no to i się nie dziwmy. Zwłaszcza, że przy okazji wyszło na jaw, że co dla jednych jest dobre, dla innych takim być nie musi. Kiedy zdjęcie częściowo okoszonej działki miało iść do druku, okazało się, że jest na nim dziwna czarna plamka - kuleczka. Jakaś wada matrycy, błąd fotografa? Aby wyjaśnić przyczynę, powiększyliśmy obraz elektronicznie i wówczas na zdjęciu zobaczyliśmy... jeża - fot. 4.

Odmieniona, bo okoszona działka nie była mu w smak i dlatego zmierzał ku części okrytej gęstą i wysoką zielenią.

- Być może ma tam swoją sadybę, może gniazdo z małymi - pomyśleliśmy. Po chwili przyszła refleksja - miał, wszak i tę całkowicie wykoszono.

ŚWIŃSKA DOLA

Dola zwierzaków, czy to dzikich, czy hodowlanych nie jest lekka. Jeż z ul. Narońskiego miał się z pyszna, kiedy wykoszono mu trawnik, jeszcze gorzej mają wieprzki. Na szybach wystawowych prawie wszystkich sklepów masarniczych w Szczytnie pojawiły się niedawno takie oto ulotki - fot. 5.

- No to sporo roboty będą mieli właściciele z usuwaniem plakacików - rzekł jeden z przechodniów zagadnięty przez „Kurka”. Podobnie wyraził się drugi i trzeci. Ba, żadnych słów współczucia dla świńskiej doli nie usłyszeliśmy. Stąd wniosek, że prosiaczek i owszem, dobry jest, ale pod postacią szynki lub kotleta.

* * *

Jest upał. Trzydzieści, a może i więcej kresek pokazuje termometr zawieszony w cieniu. Na główne szczycieńskie rondo wjeżdża wielki samochód holujący dodatkową przyczepę. Słychać jakiś pisk, ale nie opon, a prosięcy. W blaszanych wielkich puszkach świnki podróżują wiadomo gdzie - do rzeźni - fot. 6. Przez wąskie szpary wychylają, jak najdalej się da, różowe ryjki, aby zaczerpnąć nieco chłodniejszego powietrza (biały otok na fot. 6). I oto rodzi się pytanie - jeść czy nie jeść schaboszczaki oraz szynkę?