Kolejny przykład znieczulicy i okrucieństwa wobec zwierząt. Należąca do mieszkańca Burdąga krowa po urodzeniu martwego cielaka przez dwie doby leżała na pastwisku, w palącym słońcu, nie mogąc się podnieść. Właściciel, nie interesując się jej losem, nawet nie wezwał weterynarza. Kiedy po anonimowym zgłoszeniu na miejscu pojawiły się gminne służby wraz z lekarzem i policją, na pomoc zwierzęciu było już za późno.
TEN JĘK WCIĄŻ MAM W USZACH
Choć o złym traktowaniu zwierząt piszemy niestety dość często, to przypadek z Burdąga jest wyjątkowo drastyczny. We wtorek 7 sierpnia pracownicy Urzędu Gminy w Jedwabnie otrzymali anonimową informację o tym, że na pastwisku w tej wsi od niedzieli leży krowa, która nie może się podnieść. - Natychmiast wsiadłam z koleżanką w samochód, równocześnie powiadamiając lekarza weterynarii – relacjonuje Beata Ogniewska, inspektor w Referacie Rozwoju i Ochrony Środowiska Urzędu Gminy w Jedwabnie. Na miejscu zastali wstrząsający widok. - W palącym słońcu leżała okropnie wzdęta krowa, która przeraźliwie jęczała z bólu. Ten odgłos wciąż mam w uszach – mówi inspektor.