Na pierwszy rzut oka obu wiele łączy. Nie dość, że są sąsiadami, to zarówno jeden, jak i drugi odgrywają ważne role w życiu gminnej społeczności Jedwabna. I choć wydawałoby się, że powinni ze sobą zgodnie współpracować na rzecz mieszkańców, to ich relacje, delikatnie mówiąc, nie należą do normalnych. Wójt Włodzimierz Budny i proboszcz Józef Misiak toczą między sobą wojnę, o której głośno nie tylko w całej gminie, ale również poza jej granicami. Ostatnia odsłona konfliktu, niczym we Fredrowskiej „Zemście”, dotyczy kościelnego muru.

Ksiądz, wójt i mur

ZADAWNIONY KONFLIKT

Konflikt wójta Jedwabna Włodzimierza Budnego z proboszczem parafii św. Józefa, ks. prałatem Józefem Misiakiem ciągnie się od lat i tak naprawdę trudno dociec, co dokładnie legło u jego podstaw. Spór pomiędzy dwiema ważnymi postaciami lokalnej sceny wydaje się nie mieć końca. Co jakiś czas mieszkańcy stają się obserwatorami coraz to nowych odsłon tej nieustannej batalii. Obie strony nie szczędzą przy tym energii i pomysłowości we wzajemnych potyczkach, angażując w nie nie tylko jedwabieńską społeczność, ale nawet wysokie instancje kościelne czy państwowe. Skargi, donosy i pisma pełne oskarżeń, których nie żałują sobie ksiądz i wójt, mogłyby posłużyć za scenariusz wieloodcinkowego serialu i zapełnić kilka grubych segregatorów. Warto przypomnieć przy okazji tylko niektóre epizody z jedwabieńskiej linii frontu.

PROBOSZCZ PISZE DO MINISTRA

W czerwcu 2006 r. ksiądz Misiak pisze dramatyczny w tonie list do ówczesnego ministra sprawiedliwości Zbigniewa Ziobry, prosząc go „o przyjście z pomocą Parafii św. Józefa w Jedwabnie i sponiewieranemu po zawale proboszczowi”. W piśmie tym duchowny otwarcie wyznaje, że czuje się szykanowany przez wójta, który, w jego ocenie, miesza się w sprawy kościelne, a do tego nieustannie nasyła na księdza prokuratorów, policję, komornika, kolegium samorządowe i sąd administracyjny. „Bez przerwy donosi, kłamie, szantażuje i niszczy zdrowie ludziom. Wszędzie przegrywa i otrzymuje pisma upokarzające. Do gminy ludzie boją się iść, gdyż tam jest mafia i korupcja. Nie znosi ludzi dobrych, uczynnych, sumiennych” - tak w liście do ministra proboszcz „charakteryzował” wójta, skarżąc się jeszcze, że ten inspirował szkalujące go artykuły w tygodniku „Nie”. Do ustosunkowania się do zarzutów, radni poprzedniej kadencji poprosili Włodzimierza Budnego. Ten nie pozostał dłużny, określając oskarżenia pod swoim adresem mianem „kłamstw, podłych, perfidnych pomówień i inwektyw napisanych przez człowieka chorego z nienawiści”.

Ostatecznie minister skierował skargę księdza do wojewody, a ten, zgodnie z obowiązującą procedurą - do rozpatrzenia przez radę. Ta uznała zarzuty proboszcza za niezasadne. Wcześniej przeciwko księdzu, na wnioski wójta, prowadzono szereg postępowań administracyjnych dotyczących m. in. unikania zawarcia umowy na wywóz nieczystości stałych z kościelnej posesji i cmentarza, samowolnej wycinki drzew na cmentarzu, wybudowania muru z drogą krzyżową na drodze gminnej.

WĄTEK CMENTARNY I AFERA SZTANDAROWA

Najbardziej jak dotąd bulwersującym epizodem „wojennym” była sprawa z 2007 r., kiedy to Włodzimierz Budny poinformował prokuraturę o przypadkach rozkopywania grobów na

jedwabieńskiej nekropolii należącej do parafii, sugerując, że w ten proceder może być zamieszany ksiądz. Trwające kilka miesięcy śledztwo nie potwierdziło zarzutu bezczeszczenia zwłok. Z kolei jesienią ubiegłego roku konflikt między wójtem a proboszczem położył się cieniem na obchodach 100-lecia OSP Jedwabno. W trakcie uroczystości, zamiast w kościele, mszę odprawiono na schodach Urzędu Gminy, mimo że tego dnia aura zdecydowanie nie sprzyjała długiemu przebywaniu na świeżym powietrzu. I choć uczestniczyli w niej licznie księża z sąsiednich miejscowości, to zabrakło duszpasterza z Jedwabna. Na skutek mediacji dziekana Józefa Grażula z Pasymia, udało się go co prawda nakłonić do pobłogosławienia strażaków w kościele, ale ostatecznie nawet do tego nie doszło. Wszystko przez to, że dzień wcześniej z jedwabieńskiej świątyni zniknął sztandar OSP, który trafił do remizy mieszczącej się w Urzędzie Gminy. To wzbudziło podejrzenia, że wyniesiono go na polecenie wójta chcącego rzekomo wyeliminować proboszcza Misiaka z udziału w uroczystości.

SPÓR O MUR

Ostatnia odsłona konfliktu dotyczy niedawno wyremontowanego kościelnego muru. W połowie czerwca wójt Budny wezwał księdza do rozebrania ogrodzenia, ponieważ, jak wynika z wyliczeń, na które powołuje się włodarz, nachodzi ono na drogę gminną prowadzącą do cmentarza. „Wybudowanie ogrodzenia spowodowało zajęcie pasa działki o szerokości od 0,15 m do 1,08 m w najszerszym miejscu, co przy 4 m szerokości drogi w znacznym stopniu utrudnia korzystanie z niej oraz zagraża bezpieczeństwu osób poruszających się nią” - pisze do proboszcza wójt. Jako kompromisowe rozwiązanie proponuje zamianę gruntu zajętego przez mur na teren będący własnością parafii leżący wzdłuż drogi. W przypadku braku reakcji ze strony księdza, grozi skierowaniem sprawy do sądu. Włodzimierz Budny przypomina, że z propozycją zamiany gruntu, i to na koszt gminy, występował już kilka lat temu do arcybiskupa Edmunda Piszcza. Ten najpierw polecił proboszczowi przychylenie się do sugestii włodarza, ale to nie poskutkowało.

- Minęły dwa lata i nic się działo. Wtedy ponownie zwróciłem się do arcybiskupa, a on odpisał mi, że nic w tej sprawie nie może zrobić, bo ksiądz Misiak ma osobowość prawną - mówi wójt. Zapowiada, że gdyby proboszcz teraz zgodził się na zamianę, związane z nią koszty musiałaby pokryć parafia. W odpowiedzi na pismo Budnego, ksiądz listownie zwrócił się do Rady Gminy, prosząc radnych o pomoc w polubownym załatwieniu sprawy. Podkreśla, że ogrodzenie zostało wyremontowane wysiłkiem całej społeczności lokalnej. Nie zgadza się też z argumentem, że mur zachodzi na fragment drogi. „Oświadczam, że przeprowadzałem remont na istniejących starych fundamentach ogrodzenia i nie zmieniałem ani poszerzałem linii ich przebiegu” - pisze proboszcz do radnych. Zarzuty wójta o zagrożeniach i utrudnieniach na drodze określa jako absurdalne.

ABSURDALNE CENTYMETRY

Pismo proboszcza odczytała na ostatniej sesji Rady Gminy jej przewodnicząca Maria Pyrzanowska. Zaapelowała przy okazji do sołtysów, by podczas spotkań wiejskich w swoich miejscowościach poruszyli ten problem.

- Jesteśmy mieszkańcami i parafianami. Jeśli nie znajdziemy kompromisu, wszyscy stracimy, bo albo trzeba będzie rozebrać wyremontowany wspólnymi siłami mur, albo my jako podatnicy złożymy się na pokrycie kosztów sądowych - zauważa przewodnicząca. Dodaje, że rada zajmie stanowisko i odpowie na list proboszcza.

Wójt zapowiada jednak, że w tym razem nie ustąpi. Zaprzecza też, by remontowane ogrodzenie powstało na starych fundamentach.

- Tam nie było było żadnego muru, tylko siatka - twierdzi Budny, dodając, że zależy mu tylko i wyłącznie na poprawie bezpieczeństwa użytkowników drogi.

Oponenci wójta, których w jedwabieńskiej radzie nie brakuje, w całej sprawie doszukują się innych przyczyn. Będący w bliskich relacjach z proboszczem radny Szczepan Worobiej uważa, że działania włodarza to reakcja na plany budowy kaplicy przykościelnej mającej powstać po przeciwnej stronie drogi.

- Wójtowi nie podoba się ten pomysł - mówi radny. Jako drugą z przyczyn wezwania do rozebrania muru, wymienia przygotowania do planowanych na koniec sierpnia w Jedwabnie dożynek powiatowych.

- Może wójtowi chodzi o to, żeby wyprowadzić proboszcza z równowagi - dywaguje Worobiej, sugerując, że Budnemu zależy, by, podobnie jak w przypadku obchodów 100-lecia OSP, wyeliminować z udziału w uroczystościach księdza. Z kolei długoletnia mieszkanka Jedwabna, była kierowniczka miejscowego banku, a obecnie przewodnicząca Koła Związku Emerytów, Rencistów i Inwalidów Krystyna Kurzeja dziwi się, że wójt włożył tak wiele wysiłku w udowodnienie, że ogrodzenie stoi na gminnym gruncie.

- Komu przyszło do głowy mierzyć te 15 centymetrów. Przecież to absurd - uważa pani Krystyna. Zarówno ona, jak i Worobiej podkreślają, że do walki z księdzem, wójt angażuje od lat nie tylko autorytet swojego urzędu, ale także naraża gminę na śmieszność.

NIEUDANA PRÓBA ODWOŁANIA

Wieści o konflikcie wójta i proboszcza dotarły do władz kościelnych. W 2003 roku arcybiskup Edmund Piszcz w piśmie skierowanym do księdza Misiaka zabronił mu podejmowania w nauczaniu wątków personalnych oraz zajmowania się krytyką osób i instytucji, akcentując przy tym, że postawa prałata skłóca wiernych. Wkrótce potem arcybiskup podjął decyzję o odwołaniu go ze stanowiska i, co jest rzadko spotykaną sytuacją w Kościele, szybko zmienił zdanie.

Wtajemniczeni twierdzą, że zachowanie probostwa to efekt bliskiej znajomości księdza Misiaka z nuncjuszem papieskim Józefem Kowalczykiem, z którym razem studiował. Krystyna Kurzeja jest zdania, że dobrze się stało.

- Arcybiskup nie może przenosić proboszcza na żądanie władz - twierdzi. - Wójt próbuje przejąć rolę księdza, a przecież ksiądz do rządzenia gminą się nie wtrąca - dodaje Maria Pyrzanowska.

Z kolei osoby bliskie Budnemu zauważają, że proboszcz na polityce wójta i jego osobie często podczas kazań nie pozostawia suchej nitki.

KOMUNISTA GORSZY OD HITLEROWCA

Włodzimierz Budny zapewnia, że to nie on rozpoczął tę wojnę. Podkreśla, że z poprzednikami

księdza Misiaka żył w zgodzie i zawsze umiał się z nimi dogadać. Najwięcej żalu ma do zwierzchników proboszcza, którzy nie robią nic, by wpłynąć na zmianę jego postawy.

- Ksiądz w tym wieku ma prawo do różnych dziwactw, ale kuria zachowuje się nieracjonalnie - twierdzi Budny. Według niego, coraz więcej osób odwraca się od proboszcza, są i tacy, którzy wolą jeździć do kościołów poza Jedwabnem. Wójt przypomina, że wielokrotnie był atakowany z ambony przez prałata, wytkającego mu komunistyczną przeszłość. Ostatnie takie zdarzenie miało miejsce po wysłaniu pisma w sprawie ogrodzenia.

- Na mszy powiedział wtedy, że komunista rządzi, a komuniści są gorsi od hitlerowców. Nie zasłużyłem sobie na takie porównania - mówi Budny.

ALBO JEDEN, ALBO DRUGI

Kłótnia o mur, zamieszanie wokół jubileuszu OSP, afera ze znikającymi grobami, awantura o wycinkę drzew i wywóz śmieci - mieszkańcy zadają sobie pytanie, jakie będą kolejne epizody ciągnącej się wojny między wójtem a proboszczem. Obserwatorzy lokalnej sceny są zgodni, że wzajemną wymianę ciosów zakończy tylko zejście jednego z bohaterów konfliktu z publicznej sceny.

- Spór dobiegnie końca, gdy za rok Budny przestanie być wójtem. Jeśli tak się nie stanie, to trzeba będzie czekać trzy lata, kiedy nasz proboszcz, zgodnie z prawem kościelnym, odejdzie na emeryturę - mówi Szczepan Worobiej.

Ewa Kułakowska, o, fot. A. Olszewski

PS.

W trakcie przygotowań do napisania artykułu próbowaliśmy dotrzeć do proboszcza Misiaka. Ten jednak od dawna konsekwentnie unika spotkań z prasą, tłumacząc to tym, że na tego typu wypowiedzi musi mieć zgodę swoich kościelnych przełożonych.