Blisko półtora roku temu Małgorzata i Robert Tomaszewscy z Płozów stracili w wypadku samochodowym swojego starszego syna Radka. 25-latek zginął, jadąc autem, które prowadził jego pijany i będący po użyciu narkotyków kolega. Dopiero pod koniec marca do sądu trafił akt oskarżenia w tej sprawie. Rodzice, którzy wciąż jeszcze nie otrząsnęli się z traumy, cały swój wysiłek koncentrują teraz na młodszym synu, 17-letnim Bartku chorym na dziecięce porażenie mózgowe.
TEJ NOCY ZAWALIŁ SIĘ ICH ŚWIAT
W nocy 7 grudnia 2019 r. Małgorzacie i Robertowi Tomaszewskim zawalił się świat. Ich starszy syn, 25-letni Radek, zginął w wypadku samochodowym niedaleko domu. Opel vectra, którym kierował jego o rok młodszy kolega Łukasz D., jadąc z prędkością ponad 100 km/h, wypadł z łuku drogi do rowu, następnie uderzył w słupek z nazwą miejscowości, a potem z impetem dosłownie ściął słup oświetleniowy, który złamał się na dwie części. Kierowcy nic się nie stało. Służby ratunkowe, oprócz niego, zastały na miejscu nieprzytomnego Radka. Miał poważne obrażenia głowy i nie dawał oznak życia. Pomimo podjętej reanimacji, 25-latek zmarł.
Jak się okazało, kierujący oplem miał w organizmie prawie 2,3 promila alkoholu oraz znajdował się w stanie po użyciu marihuany. Mężczyzna zmieniał wersję co do tego, w jaki sposób doszło do wypadku. Początkowo utrzymywał, że to nie on kierował samochodem, potem, że jednak prowadził, ale alkohol wypił już po zdarzeniu. Twierdził nawet, że nie wie, kim jest zmarły.
WIĘCEJ PYTAŃ NIŻ ODPOWIEDZI
Sąd Rejonowy w Szczytnie podjął decyzję o zastosowaniu wobec kierowcy trzymiesięcznego aresztu tymczasowego, ale Łukasz D. za kratkami spędził niespełna miesiąc, bo postanowienie szczycieńskiego sądu uchylił Sąd Okręgowy w Olsztynie.