Dzisiaj kilka słów o tak zwanej twórczości ludowej, to jest sztuce regionalnej, niejako przeciwstawnej kulturze elitarnej - czyli tej ponadlokalnej, a wręcz globalnej. Naukowo określa się twórczość ludową, jako kulturę niższych warstw społecznych. W mądrej książce przeczytałem, że ten gatunek sztuki znany jest od średniowiecza, a gdzieś tak w połowie dwudziestego wieku zaczął on, na całym świecie, zanikać. Ciekawe spostrzeżenie. Mam ochotę odnieść się do niego w dzisiejszym felietonie, zwłaszcza że wymieniony okres schyłkowy, od połowy dwudziestego wieku, to są lata, w których żyłem i żyję nadal.
Druga wojna światowa, poza oczywistą ludzką tragedią, była pierwszą globalną okazją osobistego zetknięcia się przedstawicieli licznych nacji. Dotychczas całkowicie obcych sobie. Bo co też mogli wówczas wiedzieć o swoich odmiennościach Amerykanie, Polacy, Anglicy, mieszkańcy Australii, czy Nowej Zelandii? A także Japonii, albo komunistycznej Rosji. Wówczas, czyli przed wojną, kiedy nie istniała jeszcze telewizja, a kino było w powijakach. I oto skończyły się wojenne działania. W Europie zachodniej stacjonowali Amerykanie, we wschodniej Rosjanie. Ponad 200 000 Polaków z armii Andersa pozostało na zachodzie, głównie w Anglii. Do Polski zaczęły napływać paczki z towarami od ciotek i wujów z bogatszych krajów. Amerykańska UNRRA także dostarczała liczne przesyłki z atrakcyjnymi rozmaitościami (konserwy, czekolada, tekstylia, środki higieny). Co do UNRRY, to trwało to krótko, bo już w roku 1946 komunistyczne władze zrezygnowały z amerykańskiej pomocy, uważając, że jest to wroga ingerencja w polską rzeczywistość. Nie mniej rodacy zdążyli poznać „zapach i smak dobrobytu”, jakże kontrastujący z siermiężną, komunistyczną codziennością. Kontestująca młodzież, czyli tak zwani bikiniarze, ubierała się w barwne, kolorowe ubrania. Włosy czesali w tzw. kaczy kuper, czyli plerezę (coś w rodzaju dzisiejszej fryzury prezydenta Trumpa). Poza tym dość liczni zaprzańcy grywali jazz, a to już było niemal zbrodnią. Władza ceniła wyłącznie szarą skromność partyjnych towarzyszy, a ów „amerykański styl życia” - jak to nazywano - pachniał zdradą ojczyzny i należało z nim walczyć.
Teraz wróćmy do twórczości ludowej. Kwitła ona w zrujnowanym kraju niemal w każdym jego zakątku.