Przestępczy, kłusowniczy proceder kwitnie i rozwija się nieustannie, a zastawionych w lasach potrzasków przybywa szybciej niż zwierząt. Zwierzę złapane we wnyki umiera w strasznych męczarniach i cierpieniach.

Lasy pełne wnyków

Bez litości

- Proceder ten nasila się w okresie zimowym, bo wtedy łatwiej jest ustalić po śladach na śniegu, trasy przejść zwierzyny i wyznaczyć miejsca ustawiania wnyków - mówi Zbigniew Lewandowski, łowczy koła łowieckiego "Sokół".

Dzisiejsi kłusownicy to w większości przypadków wysokiej klasy "specjaliści": świetnie znają teren, potrafią wytropić zwierzynę, korzystają z osiągnięć techniki, a przy tym są bezwzględni i brutalni nie tylko wobec zwierząt, ale także i ludzi, którzy staną im na drodze.

- Zwierzę złapane we wnyki umiera w strasznych męczarniach i cierpieniach. Nierzadko te katusze trwają kilka dni. Czasami zwierzę zdoła rozerwać sidła, jednak drut na szyi pozostaje, wrasta w ciało i też doprowadza do śmierci - opowiada Zbigniew Lewandowski.

Walka z kłusownictwem nie jest łatwa, choć podejmują ją sami myśliwi, policja oraz straż leśna i łowiecka.

- Taką osobę trzeba ująć na gorącym uczynku, a i tak ostatecznie rzadko bywa ona przykładnie ukarana - zaznacza łowczy z "Sokoła".

Najczęstsze działania obrońców lasu ograniczają się do profilaktyki. Myśliwi i leśnicy patrolują ewentualne łowiska i likwidują znalezione wnyki czy sidła.

- Ostatnio w okolicach Zielonki i Roman koledzy z koła zebrali około 200 wnyków - ze smutkiem stwierdza łowczy Lewandowski.

Kłusownicy nie przestrzegają żadnych zasad, nie baczą na to, czy zwierzę, na które polują, podlega szczególnej ochronie.

Zagrożenie dla ludzi

Kłusownicy "plenią" się w lesie ponad wszelką miarę, z bardzo różnych powodów, np. dla zdobycia pożywienia. Najczęściej jednak ich postępowanie podyktowane jest korzyściami majątkowymi czy chęcią posiadania trofeów.

- Przykre jest to, że ludzie w jednej czy drugiej wsi najczęściej dobrze wiedzą, kto się tym procederem trudni - mówią myśliwi. - Milczą, bo uważają, że to nie ich interes.

Poustawiane w lasach sidła to nie tylko zagrożenie dla zwierząt, ale także dla ludzi. Wnyk nie wybiera, na kim czy na czym się zaciśnie. Równie dobrze może to być noga dziecka czy tolerującego proceder sąsiada kłusownika. Zagrożeń jest więcej, bo zwierzyna łowna przenosi wiele chorób groźnych dla zdrowia i życia człowieka, więc konsumpcja niebadanego mięsa jest bardzo ryzykowna.

- Niestety, sporo jest ludzi, którzy połakomią się na kawałek być może zarażonego mięsa od sąsiada kłusownika, zamiast przeciwdziałać jego poczynaniom - mówi z goryczą łowczy Lewandowski. Jest przekonany, że dopóki świadomi problemu nie utworzą "wspólnego frontu", kłusownicy długo jeszcze będą się bezkarnie panoszyć. - No, może nie tak długo, bo zwierzyny aż tak dużo w lasach nie ma.

Śmieszne kary

W 2000 roku na terenie całego kraju zatrzymano tylko 500 osób "trudniących się" kłusownictwem. Przed sądami stanęła połowa z nich. Najczęściej stosowane kary to grzywna lub niewielkie w wymiarze pozbawienie wolności i to w zawieszeniu. W statystykach szczycieńskiej policji w 2001 i 2002 roku figurują zaledwie po 2 stwierdzone przestępstwa z prawa łowieckiego. A wnyków i sideł, znajdowanych w naszych lasach jest setki razy więcej...

Łukasz Wojciechowski

2003.03.12