Rozbiegane oczy, nerwowe ruchy lub wręcz odwrotnie, spokój i opanowanie. Pracownicy szczycieńskich sklepów w taki sposób charakteryzują złodziei. Kim są ludzie, którzy decydują się na kradzież? Skąd pochodzą? Twierdzą, że kradną, bo nie mają pieniędzy, ale czy tylko dlatego?

Lepkie rączki

To ja, złodziej!

Zachowanie większości złodziei jest bardzo podobne. Pracownicy marketów na podstawie obserwacji wyróżniają dwa typy reakcji. Pierwszy charakteryzuje podenerwowanie.

- Osoba taka jest bardzo niespokojna. Gdy spojrzy na nią ktoś z obsługi sklepu, szybko odwraca głowę i udaje, że ogląda dany produkt - mówi kierowniczka jednego ze szczycieńskich supermarketów.

Tacy ludzie bardzo długo chodzą po sklepie. Najczęściej i najdłużej przystają przy towarze, który chcą zabrać. Widać na ich twarzach zdenerwowanie. Inny typ złodziejaszków to bardzo spokojni i życzliwi ludzie. Rozmawiają z personelem sklepu, są sympatyczni.

- Oczywiście nie możemy generalizować. Nie każda osoba, która jest niezdecydowana co do kupna, bądź ostentacyjnie miła chce coś zabrać - stwierdza jedna z pracownic dużego szczycieńskiego sklepu.

Rozmówcy "Kurka" mówią, że po kilku latach pracy w supermarketach łatwo można odróżnić podejrzanych klientów.

Przekrój wieku ludzi dopuszczających się kradzieży jest bardzo duży. Począwszy od dzieci, kończąc na osobach w bardzo podeszłym wieku. W tym towarzystwie są też elegancko ubrane kobiety.

- W naszym sklepie ostatnimi czasy najczęściej kradną panowie, którzy za skradzione, a następnie spieniężone towary kupują np. nalewki - mówi pracownica sklepu Mioduszka.

Co kradną...

Ze sklepowych półek ginie wszystko. Produkty spożywcze, chemiczne, elektronika.

Pracownicy zgodnie stwierdzają, że nie ma chyba rzeczy, której nie próbowano ukraść.

- To śmiesznie zabrzmi, ale w naszym sklepie prawdziwą plagą stała się kradzież konserw i masła - mówią pracownice sklepu Mioduszka. Nie przekonuje ich twierdzenie, że ludzie kradną bo nie mają co jeść.

- Gdyby tak było, to zabieraliby najtańsze i najzwyklejsze produkty, a nie te z "najwyższych" półek - mówią.

Podobnego zdania jest kierownik innego dużego szczycieńskiego supermarketu. W tym sklepie ludzie najczęściej przywłaszczają sobie drogie kawy i małe, ale cenne urządzenia elektroniczne.

...i gdzie to ukrywają?

Pomysłowość złodziei nie zna granic. Chowanie towaru do toreb czy kieszeni odchodzi w przeszłość, oczywiście zdarza się, ale już rzadziej. Teraz modne są "nietypowe miejsca".

- Jakiś czas temu przyłapaliśmy kobietę, która zabrała wędlinę o wartości 20 zł i schowała ją w majtki. Ponieważ często pojawiała się w naszym sklepie, przypuszczamy, że robiła tak już wcześniej - mówi kierowniczka dużego supermarketu.

W innym sklepie największym sprytem wykazał się mężczyzna, który pod płaszczem miał wszytą bardzo długą skarpetę, w którą wrzucał różne skradzione przedmioty.

Skąd ja to mam?

We wszystkich samoobsługowych sklepach Szczytna kradzieże to bardzo poważny problem.

Pracownice Mioduszki mówią, że chodzą za klientem jak cień, w sklepie jest monitoring, ale to jednak za mało, żeby uchronić towar przed złodziejami.

- To nie my pilnujemy klienta, ale on nas - stwierdzają.

Tak jest we wszystkich marketach. Ochrona i monitoring to za mało.

W sklepie "Wik" w dziale mięsnym niedawno zamontowano kasę fiskalną, przy której od razu płaci się za kupiony towar.

Powód? Bardzo często ginęły różnego rodzaju wędliny, czy kiełbasy.

- Klienci chowali je do swoich toreb - mówi kierowniczka.

Zatrzymani na kradzieży ludzie zazwyczaj usprawiedliwiają się, że kupili te towary w innym sklepie, nie mają pieniędzy lub "ktoś na pewno im to podrzucił", bo to nie należy do nich.

- Przyłapaliśmy kiedyś 80-letnią panią, która twierdziła, że nie pamięta, skąd miała ten towar przy sobie - mówi kierowniczka sklepu.

W przypadku, gdy nieuczciwy klient zostaje zatrzymany, wzywana jest policja.

Co na to policja?

- Nie można powiedzieć, że policja jest bardzo często wzywana do kradzieży w sklepach. Zdarza się to z różną częstotliwością. Według statystyk, najwięcej przypadków jest w okresie przedświątecznym i wakacyjnym - twierdzi Paweł Linowski, rzecznik prasowy KPP w Szczytnie.

Przeważnie kradzione są produkty do 250 zł. Grozi za to kara pozbawienia lub ograniczenia wolności i ewentualnie grzywna w wysokości 5000 zł. Zdaniem Linowskiego, najlepszą karą jest ograniczenie wolności, wtedy dana osoba odrabia np. 20 godzin prac społecznych na rzecz miasta.

Gdy pojawia się policja, bez względu na to, kim jest dany złodziej zaczyna się "teatr".

- Zatrzymany krzyczy albo szarpie się z funkcjonariuszami i pracownikami sklepu. Czasami robi się czerwony i nic nie mówi - dodaje rzecznik.

Problem kradzieży istnieje od wieków. Mimo wysiłków policji i sprzedawców, którzy mają do dyspozycji nowoczesne urządzenia techniczne i żaden ze sklepów nie jest w stanie całkowicie uchronić się przed kradzieżami, a jedynie może zmniejszyć ich występowanie.

Tak to już jest w czasach pełnych półek i pustych kieszeni.

Anna Jakobsze

2005.03.09