Lubię się wtrancać (korekto, zostaw to tak jak napisałem) w teksty Ewy Kułakowskiej. Ewa jak coś napisze, to naprawdę warto podyskutować. Tym razem chciałbym dodać kilka swoich uwag do kurkowego materiału jej autorstwa sprzed tygodnia pod tytułem „Letnie granie za 700 tysięcy”.
Siedemset tysięcy złotych to z jednej strony kupa forsy, z drugiej budżet raczej średni dla realizacji ambitnych zamierzeń kulturalno - rozrywkowych turystycznego miasta. I dlatego najważniejszą sprawą jest to, jak też został ów budżet wykorzystany.
Podoba mi się wypowiedź Klaudiusza Woźniaka o podwyższeniu poziomu rozrywkowej oferty miasta. Zacznijmy wreszcie rozróżniać imprezy o charakterze kulturalnym od masowych imprez rozrywkowo - rekreacyjnych. Pominę milczeniem Dni i Noce Szczytna. Jest to jakaś tam wieloletnia już tradycja, która niegdyś związana była z postacią Klenczona i big-beatem lat sześćdziesiątych, a dzisiaj stała się popularnym festynem dla gawiedzi. Dla wzmiankowanej gawiedzi najważniejszym jest to, że występy gwiazd są za darmo, a kto tam będzie występował to już mniejsza. Grunt, że jest okazja, aby zobaczyć na żywo artystów z telewizji. Pomijam więc w swoich rozważaniach Dni i Noce. Natomiast z tym „kartoflakiem”, to już robi się jakieś podejrzane zamieszanie. Jakaż to promocja naszego regionu, skoro kartoflak, znany owszem na Mazurach, nie jest żadnym wyznacznikiem tradycji tego regionu. W Polsce najbardziej intensywnie prezentuje ową potrawę - główny kulinarny hit swojego regionu - Lubelska Organizacja Turystyczna. Danie owo nosi tam nazwę „roztoczańskie rejbaki”. Kartoflak rzekomo promujący Mazury to nic innego jak popularny na Kurpiach, a niegdyś także na kresach wschodnich rejbak. Nazwa pochodzi od kurpiowskiego określenia „ziemniaki urejbowane”, czyli ziemniaki utarte. Potrawa ta jest niezwykle popularna także na Suwalszczyźnie i nosi tam miano kartoflanej baby. Co do szczególnych preferencji kartoflaka w kuchni Mazurów, to jakoś nie doszukałem się źródeł, co oczywiście nie oznacza, że owej potrawy - jakże popularnej po sąsiedzku (Kurpie) - nie jadało się.