Złamanie niemal wszystkich norm i przepisów, zastosowanie materiałów niezgodnych z projektem bez uzgodnień z jego autorem oraz spowodowanie poważnego zagrożenia dla środowiska zarzuca Urzędowi Miejskiemu projektant odcinka kanalizacji sanitarnej przy ul. Leśnej. Pikanterii sprawie dodaje fakt, że nieprawidłowości zostały odkryte... przypadkowo. Urzędnicy odpowiedzialni za wykonanie zadania nie zgadzają się ze stawianymi im zarzutami.

Lipna kanalizacja

PRZYPADKOWE ODKRYCIE

Prace związane z budową odcinka kanalizacji sanitarnej wraz z przepompownią ścieków przy ulicy Leśnej trwały od końca września do końca listopada ubiegłego roku. Był to pierwszy etap zakrojonej na szerszą skalę inwestycji zaplanowanej w ubiegłorocznym budżecie miejskim. O przedsięwzięciu zrobiło się głośno za sprawą projektanta, który przypadkowo odkrył nieprawidłowości towarzyszące budowie i zawiadomił o tym Powiatowego Inspektora Nadzoru Budowlanego. Według obowiązujących przepisów, nadzór autorski nie jest wprawdzie wymagany, ale projektant w każdej chwili wejść na plac budowy i sprawdzić, czy prace są prowadzone zgodnie z planem.

- Któregoś dnia po prostu przejeżdżałam tamtędy z mężem. Moją uwagę zwrócił nieoznaczony i niezabezpieczony teren budowy. Studnia o głębokości czterech metrów była przykryta jedynie kawałkiem dykty - relacjonuje Iwona Klaudia Piskorska, autorka projektu.

TANIE I BEZ UZGODNIENIA

Podczas wizyty na placu budowy na jaw wyszły również inne uchybienia i zaniedbania. Okazało się, że użyte do budowy materiały znacznie odbiegają swoimi parametrami od tych, które były wymienione w projekcie i są od nich nawet czterokrotnie tańsze. To wzbudziło najwięcej zastrzeżeń.

- W rozmowie ze mną wykonawca przyznał, że studzienki zrobiono ze zwykłych kręgów betonowych, które nie zostały wykonane zgodnie z obowiązującą normą na szczelność. Tymczasem projekt zakładał użycie kręgów z betonu szczelnego, łączonego na uszczelkach - mówi Iwona Klaudia Piskorska.

Według niej, eksploatacja tak wykonanej przepompowni niesie poważne ryzyko przenikania ścieków do wód gruntowych i skażenia środowiska. Jej zdaniem podczas realizacji inwestycji złamano wszelkie możliwe przepisy, w tym ustawę o zamówieniach publicznych oraz naruszono prawa autorskie projektanta, nie konsultując z nim zamiany użytych materiałów.

- Jakakolwiek zmiana musi być wcześniej uzgodniona. Tymczasem ze mną nikt na ten temat nie rozmawiał - opowiada projektantka.

Uważa też, że zawinił nie tylko kierownik budowy i wykonawca, ale także inwestor oraz inspektor nadzoru, który sprawuje pieczę nad prawidłowym wykonaniem zadania. Dziwi ją postawa miasta, które finansuje inwestycję.

- Każdy, kto wykłada pieniądze na podobne przedsięwzięcia powinien dopilnować, by były one realizowane zgodnie ze standardami przyjętymi w projekcie - mówi Iwona Klaudia Piskorska.

WARUNKOWE ODEBRANIE

Całej sprawie towarzyszy również mnóstwo innych zastrzeżeń i niejasności. Iwona Klaudia Piskorska zastanawia się, dlaczego zlecono jej wykonanie projektu bez uwzględnienia w nim przyłączy do poszczególnych posesji. Naraża to na dodatkowe koszty mieszkańców, którzy będą musieli płacić za usługi geodety.

- Podobne projekty opracowywałam dla innych miast i tam przyłącza były uwzględniane - nie kryje zdziwienia Iwona Klaudia Piskorska.

Zastrzeżenia projektanta nie pozostały bez echa. W protokole odbioru końcowego zaznaczono, że odcinek został oddany warunkowo, a wykonawca musi na własny koszt wymienić obudowę przepompowni z betonowej na polimerobetonową. Co dziwne, napisano tam również, że "roboty zostały wykonane zgodnie z umową, projektem, obowiązującymi warunkami technicznymi wykonania i odbioru robót budowlano-montażowych".

- To oczywiste kłamstwo. Komisja, która się pod tym podpisała musi mieć tego świadomość - kwituje Iwona Klaudia Piskorska.

CO POWIE INSPEKTOR

Pracownicy UM odpowiedzialni za realizację inwestycji nie zgadzają się z zarzutami stawianymi przez autorkę projektu. Z dokumentów przez nich przedstawianych wynika, że odcinek kanalizacji przeszedł pomyślnie próby szczelności, a wszystkie materiały użyte do jego budowy spełniają wymagane normy i posiadają niezbędne atesty techniczne. Zaprzeczają też temu, że plac budowy nie został odpowiednio zabezpieczony przed osobami trzecimi.

- Ani od mieszkańców ulicy Leśnej ani innych użytkowników drogi nie docierały żadne tego typu sygnały - mówi inspektor Marianna Zduniak z Wydziału Gospodarki Miejskiej.

Podkreśla też, że z ostatecznymi wnioskami w sprawie ewentualnych naruszeń prawa trzeba poczekać do kontroli Powiatowego Inspektora Nadzoru Budowlanego.

GDYBY NIE PROJEKTANT...

To, że odcinek kanalizacji przy ul. Leśnej został odebrany warunkowo dziwi radnego Henryka Żuchowskiego.

- Jak można warunkowo odbierać coś, co jest w całości do wymiany? - zastanawia się radny.

Jego zdaniem stało się tak dlatego, że miasto chciało za wszelką cenę wpisać to zadanie w poczet zrealizowanych w ubiegłym roku inwestycji.

- Najgorsze jest jednak to, że gdyby nie projektant, wszystko zostałoby zasypane ziemią i nikt o niczym by nie wiedział - mówi Żuchowski.

Ewa Kułakowska

2006.01.11