W najbliższym czasie nie grozi nam strajk pocztowców. Przedstawicielom zwišzków zawodowych udało się wynegocjować korzystniejsze warunki płacowe oraz rozwišzać kwestię roznoszenia przez listonoszy tzw. druków reklamowych.
W najbliższym czasie nie grozi nam strajk pocztowców. Przedstawicielom związków zawodowych udało się wynegocjować korzystniejsze warunki płacowe oraz rozwiązać kwestię roznoszenia przez listonoszy tzw. druków reklamowych.
PRZEŁADOWANE TORBY
Protest pracowników poczty wybuchł w drugiej połowie listopada. Komitet protestacyjny utworzyło siedem związków zawodowych. W powiecie szczycieńskim strajk trwał dwa dni. Część listonoszy w ogóle nie poszła do pracy. Doręczane były tylko najważniejsze przesyłki (głównie chodzi o renty i emerytury). Stosowano również tzw. strajk włoski. Protestowano także w innych powiatach Warmii i Mazur: mrągowskim i giżyckim. Wśród postulatów znalazły się żądania płacowe oraz sprawy dotyczące organizacji pracy. Te ostatnie były bezpośrednim pretekstem rozpoczęcia strajku.
- Przesilenie nastąpiło przed wyborami samorządowymi, kiedy obarczono nas roznoszeniem dużych ilości ulotek wyborczych - mówi Jerzy Pióro, listonosz, zastępca przewodniczącego olsztyńskiego regionu NSZZ "Solidarność" pocztowców.
Ulotki nie tylko obciążają torby listonoszy, ale również wydłużają ich czas pracy.
Teoretycznie dzień pracy doręczyciela listów i przesyłek powinien zaczynać się o godzinie 7.30 i kończyć się o 16.30. W praktyce jednak listonosze pracują często od szóstej rano nawet do osiemnastej. Zarabiają mało. Przeciętna płaca oscyluje wokół 800 złotych na rękę.
- Nikomu chyba nie trzeba uświadamiać, jak ciężko pracujemy. Proszę sobie wyobrazić, że muszę jednego dnia doręczyć sto przekazów, a mój rejon składa się z samych bloków. Zrobił mi się żylak na nodze, ledwo człapię - narzeka Pióro.
W powiecie szczycieńskim zatrudnionych jest około 50 listonoszy. Cztery lata temu było ich o 20 więcej. Nic zatem dziwnego, że zakres ich obowiązków wzrasta. Nie wzrastają natomiast płace.
BIEDNIEJSI DOSTANĄ WIĘCEJ
Od kilku tygodni przedstawiciele związków zawodowych prowadzili pertraktacje z dyrektorem generalnym Poczty Polskiej Zbigniewem Niezgodą. Domagali się podwyżek płac o 150 złotych brutto, uregulowania kwestii roznoszenia ulotek oraz zapewnienia, że osoby, które wzięły udział w strajku nie zostaną w żaden sposób ukarane. W przypadku nieuwzględnienia postulatów pocztowcy grozili strajkiem na większą skalę.
13 grudnia doszło jednak do porozumienia. Zdaniem Janiny Załęskiej ze Związku Zawodowego Pracowników Poczty, dyrekcja pozytywnie ustosunkowała się do wszystkich postulatów. Jeszcze w tym roku pracownicy dostaną w formie premii po 600 złotych. Po nowym roku płace wzrosną średnio o 139 złotych brutto.
- Lwia część tej podwyżki zostanie jednak skierowana na pracowników zarabiających najmniej. Nie obejmie tych, którzy zarabiają więcej niż 3,5 tys. zł brutto - tłumaczy Janina Załęska.
Ulotki mają być dostarczane przez firmy zewnętrzne. Roznosić będą je mogli także listonosze, ale dostaną za to dodatkowe wynagrodzenie. Za udział w strajku pocztowcy nie będą karani, pod warunkiem, że odpracują zaległe godziny.
Porozumienia nie podpisała tylko "Solidarność", która postulowała ustalenie minimalnej kwoty wynagrodzenia na poziomie 1600 złotych brutto.
- Jeśli będzie zagwarantowane 1600 zł oraz podwyżki, to "Solidarność" podpisze się pod porozumieniem. Na razie te kwestie nie zostały do końca dogadane - twierdzi Jerzy Pióro.
Listonosze pracować będą jednak normalnie. Mimo wynegocjowania korzystnych warunków, Janina Załęska podchodzi do sprawy ostrożnie.
- Jesteśmy zadowoleni, ale trzeba jeszcze poczekać, jak te ustalenia będą wprowadzane w życie - mówi.
Wojciech Kułakowski
2006.12.20