Droga

Przyjaciółko "Kurka",

przyznam Ci się, że smutno mi się zrobiło na duszy, gdy dowiedziałem się, że nowy właściciel byłego kina "Jurand" złożył wniosek o wydanie zezwolenia na zmianę planu zagospodarowania i zamiast placówki kulturalnej chce, po udoskonaleniach, stworzyć w tym miejscu duży sklep. Wierzę, że dobrze sobie to skalkulował i zyski jego będą niepomiernie większe. Nie jestem przeciwnikiem powstawania nowych placówek handlowych, byle ich działalność była oparta na zdrowej konkurencji. Taki jest kapitalizm. Smutno mi z powodu tego, że w niebyt odchodzi placówka kulturalna. Może jestem sentymentalny, ale pomyśl, ile to młodych par ściskało się za ręce, a nawet wymieniało ukradkowe pocałunki. Ile to chusteczek nasiąkło łzami na "płaczliwym" filmie. Co tam jednak moja tęsknota. Mam też racjonalne powody. Ostatnio tak było, że lato obdarzało nas słońcem i nikomu nie przychodziło do głowy szukać rozrywki w zamkniętym pomieszczeniu. Ale niech lato, łagodnie mówiąc, będzie przekropne? Co wówczas zaoferujemy naszym gościom-turystom? Czy mamy aż tyle placówek kulturalnych, które będą w stanie zająć ich na dłużej niż 3 dni? Już nie chcę tu pisać, co robi turysta, gdy na dworze leje. Sięga po butelkę do lodówki. A czy o to nam chodzi? A dzieci? Nie twierdzę, że akurat "Jurand" musi być kinem. Jak się dobrze rozejrzeć, istnieje co najmniej kilkanaście rodzajów placówek kulturalnych, które mogłyby w miejsce kina powstać.

Smutno mi. I dlatego pójdę na spacer. Tak pięknie jak w okolicach Szczytna - mało gdzie jest. Dziwię się, że w czasie spacerów nie zauważyłem ani jednego kuligu, ani jednego narciarza z biegówkami na nogach. Gdybym tylko mógł...

Droga Przyjaciółko, smutno mi też jeszcze z innego powodu. I jest to sprawa tak trudna do rozważenia, że aż strach o tym pisać.

W ostatnim numerze "Kurka" zapewne czytałaś o smutnym losie działkowiczów, byłych pracowników "Lenpolu", którym grozi odebranie działek leżących przy ulicy Pasymskiej. Też w związku z planem zagospodarowania. Przy ulicy tej mają bowiem powstać zabudowania przeznaczone na działalność usługową, a przy jeziorze tereny rekreacyjne. Właściciele działek są w większości emerytami i rencistami, i dla nich warzywa i owoce z ogródka to istotne zasilenie budżetu domowego. I tu pierwsza moja rozterka, bowiem warzywa i owoce dojrzewające w oparach spalin samochodowych są w zasadzie niejadalne. Ale lepsze takie, niż żadne.

Druga moja wątpliwość jest natury ogólnej.

Była taka piosenka, której fragment tekstu pragnę Ci, Droga Przyjaciółko, przytoczyć: "Nie jest ważne czyje co je, ważne to je, co je moje."

Zakładając, że z działek korzysta 1000 osób, to jednak Szczytno liczy ponad 27 000 mieszkańców i w interesie społecznym leży, aby im tereny nad Jeziorem Domowym Dużym udostępnić. Z drugiej strony nie jestem pewny, czy z terenów rekreacyjnych będzie na stałe korzystać tysiąc osób. Poza tym te wnuki chodzące z dziadkami na działkę. Żal ich.

Podobno jednak burmistrz stara się o ziemię pod ogródki na terenie gminy Szczytno. Oby tylko dotrzymał słowa.

Jak widzisz, Droga Przyjaciółko, jestem smutny i pełen rozterek. Tylko spacer wśród ośnieżonych świerków może mi pomóc. Więc idę.

Pozdrowienia

Marek Teschke

2006.01.25