Droga

Przyjaciółko "Kurka",

wyjechałaś do Ameryki, kraju, w którym mieszka wielu Polaków, bo jest on do dziś marzeniem wielu, którzy pozostali nad Wisłą, dlatego nie wiesz, jaka panika ogarnęła Europę, w tym i Twój kraj rodzinny.

Wy tam w Ameryce macie inne problemy. Za kilka dni południowe wybrzeże Stanów zaatakuje kolejny huragan, których w tym roku jest bardzo dużo, bo ten, o nazwie Beta jest 23. Mogę mieć jedynie nadzieję, że nie wzięła pani przykładu ze sporej części Amerykanów, którzy przenoszą się na Florydę, bo huragany te mają paskudny zwyczaj odwiedzania tego półwyspu i bodaj żadna trąba powietrzna o nim nie zapomniała. Przyznam się, że huragan unoszący w górę ciężarówki na kilkaset metrów budzi we mnie przerażenie o wiele większe niż groźba masowej grypy. Nawet ta najgroźniejsza - ptasia - zabija po cichu. Natomiast waszym trąbom towarzyszą burze z błyskawicami, hałas zrywanych dachów i huk wdzierającego się na nabrzeża morza.

Przyznam się, że choć nasza grypa jest o wiele groźniejsza od stu trąb powietrznych, to gdybym miał wybór, wolałbym umierać po cichu, we własnym łóżku.

A panika w Azji i Europie związana z tą grypą jest ogromna. Podobno umarło na nią już ponad 60 osób.

Podejrzewam, że te zagadnienia są Ci obce, więc w skrócie opiszę, w czym rzecz. Nosicielami "ptasiej grypy" są dzikie ptaki wodne. Od nich zarażają się inne ptaki wędrowne, zjadając wydzieliny ptactwa chorego. Od ptaków mogą zarazić się ludzie, więc gdy taki człowiek ma "szczęście", choruje akurat na grypę zwyczajną. Wirusy jednej i drugiej grypy potrafią się zmutować i powalić człowieka nieuleczalnie na łopatki.

Wirus ptasiej grypy posiada jedną słabostkę - nie wytrzymuje temperatury wyższej niż 70 stopni C (czyli jak tam liczycie w Ameryce - trochę ponad 100 stopni F). W wyższej ginie. Czyli nic nam nie grozi, gdy zjemy sobie udka z grilla, skrzydełka w rosołku czy pieczonego w całości kurczaka z rożna, nie mówiąc o innych sposobach męczenia drobiu, nim wyląduje na naszym talerzu. Naturalnie rzecz dotyczy każdego ptactwa: kaczki, gęsi, indyka i innych. Także dzikich, bażantów czy kuropatw.

Rząd polski wydał rozporządzenie, żeby ptactwa domowego nie wypuszczać z kurnika, co jest bzdurą, bo nikt się do takiego przepisu na dłużej nie zastosuje. Na szczęście nieco go złagodzono. Ptaki mogą buszować po zadaszonym i ogrodzonym terenie, a tylko jadać i pijać w pomieszczeniach zamkniętych.

Panika jest w Europie spora, powstały różne komitety i armie antywirusowe, ale póki co, ludzie na razie umierają w Azji, a nie było przypadku, aby tym wirusem człowiek zaraził się od człowieka.

Droga Przyjaciółko, jeżeli dotarła do Ciebie szybkoskrzydła plotka o tym, że od początku września padają na jeziorze Domowym kaczki i łabędzie, to nie wierz, że to epidemia ptasiej grypy. To tylko nieudolność naszych służb weterynaryjnych i innych sanitarnych, które do dnia, kiedy to piszę, nie mogą ustalić dlaczego te wspaniałe ptaki padają i czym się zatruły. Dla pewności spotkanym znajomym odradzam zanurzanie nawet rąk w jeziorze Domowym, bo to w końcu nie wszystko jedno od czego się umiera - od ptasiej grypy czy od zanieczyszczeń, jakimi jest obecnie wypełnione nasze piękne jezioro.

Pozdrowienia

Marek Teschke

2005.11.02