Redakcja

"Kurka Mazurskiego"

Kotek z piwnicy, którym się opiekowałyśmy, został 20 stycznia pogryziony przez psa. Miał bardzo głęboką ranę na łapce. Włożyłyśmy go do koszyka i zaniosłyśmy do lecznicy dla zwierząt. Tam opowiedziałyśmy, co się stało. Pan doktor kazał nam wyjąć zwierzaka z koszyka i przy okazji oznajmił, że on jest od leczenia, a nie wyjmowania kotów. Po obejrzeniu naszego pupila stwierdził, że należałoby go pozszywać. Zapytałyśmy, ile będzie kosztował zabieg, bo miałyśmy przy sobie tylko 30 zł kieszonkowego. Doktor zażyczył sobie 120 zł za szycie i 30 za wizytę. Wobec braku tej sumy, weterynarz odesłał nas do apteki po rywanol i polecił, abyśmy przemyły nim łapkę kota. Wiedziałyśmy, że to nie pomoże. Szukałyśmy pomocy w schronisku, ale było ono już zamknięte. Wieczorem poszłyśmy do lecznicy doktora Andrzeja Sokołowskiego. Dokładnie obejrzał on zwierzę i zdecydował, że konieczne jest szycie. Od razu powiedziałyśmy mu o braku pieniędzy. Doktor odparł jednak, że to nic nie szkodzi, bo najbardziej liczą się nasze dobre serca. Pozszywał naszego pupilka, dał mu zastrzyki i kazał przyjść za dwa dni na kontrolę.

Panie doktorze! Pan też ma dobre serce!

Jesteśmy Panu bardzo wdzięczne i chciałybyśmy jeszcze raz podziękować. Jest Pan prawdziwym lekarzem i przyjacielem zwierząt. Przykro nam, że nie wszyscy dorośli są tak wrażliwi i bezinteresowni.

Anita Popsuj

Kasia Jadczak

uczennice Gimnazjum nr 2 w Szczytnie

2005.01.26