Redakcja

"Kurka Mazurskiego"

Chciałbym przedstawić zdarzenie, jakie mnie spotkało w niedalekiej przeszłości. Nazwać by to można - historii pewnego samochodu ciąg dalszy... Chodzi tu o mój samochód, volkswagen passat, którego mi skradziono 16 grudnia 2001 roku. Nie jest to ani nic nadzwyczajnego, ani nowego, jako że proceder ten wrósł (niestety) w naszą rzeczywistość. O zaistniałej sytuacji "Kurek" informował w tamtym czasie.

Historia kradzieży auta zakończyła się dla mnie pomyślnie. Samochód odnalazł się 24 stycznia 2002 roku (w lesie w okolicach Wielbarka). O kradzieży, jak również o odzyskaniu samochodu, została poinformowana policja. Na tę okoliczność sporządzono stosowną i wydawałoby się wystarczającą dokumentację.

Sprawa nabrała pikanterii i niespodziewanego obrotu podczas kontroli policyjnej w dniu 25 października br., która odbyła się w Mławie. Policjanci oświadczyli - ku mojemu zdumieniu i oburzeniu - iż samochód zostaje zatrzymany, ponieważ jest przedmiotem poszukiwań. Nie pomogły moje wyjaśnienia, że jestem jego pierwszym w Polsce i jedynym użytkownikiem (od 1996 roku), i że właściciel nie może ukraść sobie własnego pojazdu. Na komendzie policji w Mławie, kiedy to zaczęła się procedura wyjaśniająca, prosiłem, by tamtejsza policja skontaktowała się z komendą w Szczytnie i sprawę wyjaśniła na bieżąco. Okazało się, że w tym dniu nie było kompetentnej osoby, która mogłaby rozwiązać zaistniały problem. Dodam, że zdarzenie miało miejsce około godziny piętnastej. Nie było innego wyjścia, jak wrócić do Szczytna, by kolejnego dnia (tj. 26 października br.), otrzymać w tutejszej komendzie stosowne dokumenty, uprawniające do odbioru własnego samochodu w Mławie. Jak się okazało, zawiniła niefrasobliwość pracownika komendy w Szczytnie, który prowadził sprawę i nie zlikwidował z bazy KSIP informacji o kradzieży samochodu, kiedy on został znaleziony, a sprawa została zakończona.

Wacław Federowicz

Co mnie boli...

W całym Szczytnie rozkolportowano ulotki informujące o zbiórce używanej odzieży, obuwia, pościeli itp. Pod apelem, wzywającym do udziału w akcji podpisało się Polskie Towarzystwo Pomocy Humanitarnej DAR. Podobnie jak chyba większość mieszkańców przejrzałam szafy, efektem czego były cztery pełne worki niepotrzebnych mi już rzeczy, a do tego jeszcze karton zabawek. Zgodnie z instrukcją wystawiłam to wszystko przed dom. Niestety, w wyznaczonym dniu nikt nie zgłosił się po worki. Następnego dnia zauważyłam, że z kartonu ktoś zabrał część zabawek, a worki zostały porozrywane, prawdopodobnie przez wałęsające się psy. W konsekwencji, efekt mojego i wielu jeszcze innych osób poświęcenia, wylądował w śmietniku.

Ja i moi sąsiedzi jesteśmy zbulwersowani postawą organizatorów zbiórki. Takie postępowanie może przynieść niepowetowane szkody w przyszłości. Ludzie, zamiast dzielić się z bliźnimi niepotrzebnymi, a nadającymi się jeszcze do użytku rzeczami, wyrzucą je do śmietnika, żeby znów nie narażać się na przykre widoki, tak jak to obecnie miało miejsce.

Iwona Kreńska, Szczytno, ul. Bohaterów Westerplatte

Od redakcji

Poruszona takim postępowaniem organizatorów zbiórki jest Hanna Zwalińska, kierownik Zarządu Rejonowego PCK w Szczytnie.

- Ludzie dzwonią do nas z pretensjami, a to przecież nie my ogłosiliśmy tę akcję - mówi poirytowana. - My zbieramy odzież do usytuowanych w mieście kontenerów, a jeśli już robimy jakieś akcje, to są one tak zorganizowane, że wszystkie dary są na czas odbierane.

2004.11.10