Szanowna Redakcjo

„Służyć Bogu, służyć ludziom” szlachetnością słów Jana Pawła II podpierali lub nadal podpierają szefowie placówek mających nieść wsparcie osobom słabszym i niesamodzielnym. Ładnie brzmi...ale czy obaj panowie - którzy teraz na łamach prasy dają sobie, mówiąc kolokwialnie, po łapkach pretendują, czy pretendowali do miana „sług dwóch w jednym”?

To wymaga sporej pokory i dobroci serca i jeszcze zakasania rękawów, bo specyfika owej posługi wielka. Osobiście nie mogę sobie tego wyobrazić, choć wyobraźni mi nie brak, a i z obserwacji tych person, publicznych przecież, da się to i oto wywnioskować.

Tajemnicą Poliszynela jest, że obaj panowie to silne osobowości. Nieraz poklepywali się publicznie po plecach i mówili sobie „Przyjacielu”, ale gdy zachodziło słońce, wracali do swoich właściwych wcieleń, bo obaj są mistrzami kamuflażu.

Cóż się stało, że oficjalnie przestali się kochać i gryzą się nawzajem... Czy wspólne interesy należą już do przeszłości? Czy grają niezaspokojone ambicje, a może zwykła polityczna zazdrość i niedosyt z utraty mandatu i powolne odchodzenie w niebyt... A może, rzeczywiście, warto poszperać i posłuchać okiem sprawiedliwego tu i ówdzie w papierach i zobaczyć w co się grało i jak tasowały się karty w Piastunie. Wtedy mielibyśmy do czynienie z prawdziwym zmierzchem bogów, a podopieczni obu placówek mogliby radośnie zawołać: gdzie się dwóch bije tam podmiot korzysta, bo nikt nie zaprzeczy, że w całej tej historyjce o nich właśnie chodzi najbardziej.

imię i nazwisko

do wiadomości redakcji