Z rozrzewnieniem wspominam czasy kiedy nie znano dyskotek, a w celach rozrywkowych chodziło się na dancingi do restauracji. Tych restauracji z „moich lat” mógłbym wymienić kilkadziesiąt. Głównie warszawskich choć także z Wrocławia, Krakowa, czy Gdańska. Szczytna wówczas nie znałem, ale opowiadano mi, że całkiem przyzwoite wieczorne imprezy odbywały się w „Zaciszu” i w „Leśnej”. Co do „Zacisza”, to poznałem nawet niegdysiejszą topografię, czyli gdzie stał bar, gdzie było podium dla orkiestry i gdzie parkiet. Wszystko całkiem inaczej niż dzisiaj. Także orkiestry były w tamtych latach inne, bo musiały umieć grać na żywo. Dzisiejsze zespoły, grające głównie na weselach, mają prawie wszystko nagrane na odpowiednich nośnikach i tylko udają, że ich instrumenty – podłączone do nagłośnienia – funkcjonują podczas imprezy. Często nawet wokaliści śpiewają do wyłączonych mikrofonów, a dźwięk na salę idzie z płyty. Dawniej nie dało się tego zrobić. Każdy z muzyków musiał naprawdę napracować się, żeby zarobić tych parę złotych.

 

 

Aby zapoznać się z pełną treścią artykułu zachęcamy
do wykupienia e-prenumeraty.