W poprzednim felietonie opisywałem poczucie humoru ludzi związanych z działalnością kulturalną. Zarówno artystów, jak i resortowych urzędników. Wyszło to raczej dość ponuro, tymczasem pozostało mi w pamięci jeszcze kilka zabawnych wspomnień. Zatem, gwoli rozbawienia czytelników, dorzucę do tematu sprzed tygodnia kilka wesołych anegdotek.
Poprzednio przytoczyłem zabawny żarcik Macieja Stuhra, jakim błysnął podczas egzaminu wstępnego do krakowskiej szkoły teatralnej. To mi przypomniało innego kandydata na studia teatralne. Dziś już dość wiekowego aktora i kabareciarza Stefana Friedmanna. Tenże, kiedy przed wielu laty zdawał do szkoły warszawskiej, otrzymał nagłe polecenie od profesora Jerzego Kreczmara, aby otworzył okno. Nie bardzo rozumiejąc, czy to zwykła, grzecznościowa prośba, czy aktorskie polecenie, Stefan przez chwilę zawahał się. Wówczas usłyszał: „no otwieraj pan. Nie jest pan orłem, to pan nie wylecisz”. Friedman nie darował sobie riposty. Po wyjściu z sali egzaminacyjnej oczekiwał pod drzwiami, aż wysoka komisja także ją opuści. Kiedy ujrzał w drzwiach Kreczmara, donośnym głosem wyraził swoje zdumienie: „to pan profesor też drzwiami?!”
Tyle o aktorach. W poprzednim felietonie opisałem także kilka „wypadków przy pracy” panów ministrów kultury. Dzisiaj więc anegdotka na temat jednego z nich. Waldemara Dąbrowskiego, który ministrem był w latach 2002 - 2005. Poznałem go w roku 1997, w zabawnych okolicznościach. Nie był jeszcze resortowym ministrem. Był podsekretarzem stanu, a także szefem Komitetu Kinematografii. Fizycznie jest to bardzo wysoki mężczyzna, świetnie zbudowany, dowcipny i zawsze elegancki. Oczywista oczywistość, że uwielbiany przez kobiety. Kiedy poznaliśmy się miał lat 46.