Do urlopu jeszcze kilka ładnych dni, ale żar leje się z nieba, sezon turystyczny w pełni i jeżeli tylko można, to rusza się w plener, czyli w mazurski interior.

Ale żeby wyruszyć, to należy nabrać sił. Najlepiej w jednej z naszych knajpek. Jak zapowiedziałem poprzednio, dziś kilka zdań o "Mazurianie". Można ją oczywiście z całą odpowiedzialnością polecić każdemu, kto ma parę złotych w kieszeni. Bez nich lepiej nie wchodzić, gdyż lokal ten nie uprawia działalności charytatywnej i dania może nie z najwyższej półki, ale parę złotych kosztują.

Wiosną miałem jeszcze pretensje do "Mazuriany" za dość jednostajny i stały jadłospis, lecz wiele się tu zmieniło. Przede wszystkim duży wybór ryb "z mazurskich jezior", jak głosi karta dań. Najbardziej popularną i polecaną przez personel jest ryba maślana - pyszna i łatwa w przyrządzeniu, gdyż z natury prawie pozbawiona ości. Niestety, ceny dań rybnych należą do najwyższych - od 22 zł za porcję okonia do 35 za węgorza. Najtańszy jest pstrąg, ale jest to pstrąg hodowlany, co, stwierdzam z przykrością, da się wyczuć. Osobiście polecam ekstra sandacza, ale uwaga - lepiej wpaść do "Mazuriany" w porze, gdy nie ma zbyt wielkiego ruchu - wtedy mamy gwarancję, że będzie akurat wysmażony. Gdy jest sporo gości, może być z lekka surowy. Podobna przygoda spotkała moich przyjaciół, którzy zamówili m.in. ruskie pierogi. Trafiły się, niestety, jeszcze wewnątrz zamrożone! Może na upał to i dobra propozycja, lecz trzeba ją zareklamować w karcie. Dodać jednak trzeba, że zakład stanął tu na wysokości zadania i danie to nie zostało doliczone do rachunku.

O mojej ulubionej sałatce szefa już wspomniałem kiedyś, dziś kilka zdań o polędwiczkach wieprzowych w sosie z zielonego pieprzu - 29 zł. Absolutnie polecam! Doskonale soczyste mięso, sos z utrwaloną nutą pieprzowego podostrzenia, lecz bez przesady, wszystko gra niczym dobry zespół. Jeżeli już miałbym się czegoś czepiać - to tzw. wypełniaczy, czyli do wyboru ziemniaków pieczonych, ryżu lub frytek. Wszystko jak najbardziej jadalne, nawet smaczne, ale co z tego, kiedy lubię ziemniaki z wody! A tego specjału tu nie uświadczysz. Osobiście polecam też medaliony drobiowe w sosie koperkowo-pietruszkowym (20 zł) - danie w sam raz na lato, lekkie, wyraziste, lecz pozostawiające na języku wspomnienie ubiegłej wiosny.

Natomiast - tu opieram się na zdaniu fachowca gastronomika - niezbyt udany jest schab w parmezanie z sosem bolońskim (22 zł). Sam schab bez zarzutu, lecz sos boloński pachnie na odległość niestety Knorrem, natomiast co do autentyczności parmezanu zaistniały spore wątpliwości. Sam się przyznam, że miałem w lodówce parmezan zakupiony w Polsce, przywieziony z Włoch i ze Szwajcarii i różnice pomiędzy nimi były w smaku ostro zaznaczone.

Może na koniec mały wypad poza Szczytno - w lipcową upalną niedzielę do słynnych Krzyży nad Jeziorem Nidzkim. Po paru godzinach pod żaglami gospoda "U Kaczorka" ma nieodpartą siłę przyciągania. I słusznie! Lokal polecam, nie tylko ze względu na nazwę, piękny wystrój i uprzejmą obsługę. Sandacz w sosie czosnkowym nie potrzebuje reklamy, a cenowo to najwyżej 2/3 "Mazuriany". Wspaniały chłodnik - na zsiadłym mleku przebija atrakcyjnością nawet kufel piwa. Specjalnie dla porównania z "Mazurianą" kapitan naszej łódki zjadł polędwiczki w sosie pieprzowym i z dwumetrowego przełyku wydobył jedynie entuzjastyczne ufff! Konkurencja rośnie! Jeżeli do tego dodam bardzo dobrze przyjęty żurek na naprawdę swojskiej kiełbasie i pięknie doprawionego lina, to jedynym niedostatkiem był tylko węgorz, który aktualnie "wyszedł był". Nic więc dziwnego, że dalszy ciąg rejsu po Nidzkim, pomimo wiejącej "czwórki" był już naprawdę leniwy i nawet brawurowe, nie zawsze zaplanowane zwroty niżej podpisanego nikomu nie przeszkadzały w pięknych poobiednich wspomnieniach.

Wiesław Mądrzejowski

2005.07.20