W tym roku był bardzo krótki. Ani się człek spostrzegł, a tu zapusty. Zapusty, to ostatni tydzień karnawału. Rozpoczyna się w tłusty czwartek pączkowym obżarstwem, a kończy o północy, przed popielcową środą.
„Na zapusty nie chcą państwo kapusty: wolą sarny, jelenie i żubrowe pieczenie”, głosi ludowe przysłowie. Mazurskie zapusty były też hucznie obchodzone. Szczególnie trzy ostatnie dni. W niedzielę tańczono przy muzyce i śpiewie. W poniedziałek po wsiach chodzono z „niedźwiedziem”, który tańczył wokół chaty tak długo, aż otrzymał coś w podarunku. Zebrane dobra spożywano podczas zabawy z „przesadzaniem i skokami na len”. We wtorek odbywały się tańce z obręczą, którą zakładano na dziewczęta (dziewczyny z pomocą chłopców wyskakiwały z niej, a następnie musiały wykupić się muzykantom).
Mazurzy wierzyli w magiczna moc tych tańców. Im huczniejsza zabawa, tym lepszy urodzaj zboża, kartofli, czy lnu latem.
„Tłuste zapusty, to dom może być pusty”. Rzeczywiście, po tańcach i swawolach nadchodził post. W mazurskich chatach, na znak postu, w widocznym miejscu wieszano wyczyszczoną popiołem patelnię. „We wstępną środę (popielec) zapuść brodę, a żurek staw na murek”. Nadchodził post, a z nim głodny przednówek.
Chata Mazurska podtrzymuje ostatkową tradycję. Członkowie Towarzystwa Przyjaciół Szczytna, po całorocznej, wymagającej wyrzeczeń pracy, przy utrzymaniu Chaty, organizują co roku bal przebierańców, na który zapraszają swoich bliskich i przyjaciół z innych stowarzyszeń. Tak też było w sobotę 6 lutego.