Melodyjne grzybki

Po co chodzi się na targowisko?

Ano, żeby zaopatrzyć się w świeże owoce, warzywa czy nabiał. Także ryby i grzyby, np. pieczarki ca 3,50 - 4,00 zł za kilogram, ale raczej nie po to, aby posłuchać dźwięku oryginalnych instrumentów.

Tymczasem... jeśli już o pieczarki chodzi, to stoisk z tym towarem jest kilka, a jedno całkiem wyjątkowe, bo serwuje się tu grzybki wraz ze skoczną muzyczką - fot. 1.

Ów dodatek nic, a nic nie kosztuje, chyba że szczególnie usatysfakcjonowany klient dorzuci coś ekstra.

A kto tak pięknie gra do pieczarek?

Ano pan Czesław Rolka, i tu uwaga, bo na zabytkowej, liczącej ponad 50 lat harmonii pedałowej pochodzącej z manufaktury "Leonard Warszawa". Instrument bez poważniejszych awarii gra i gra od chwili wyprodukowania.

W LESIE

Na targowisku, zaraz u bram, ulokowali się sprzedawcy runa leśnego. Oferują oni głównie kurki i koźlaki, co wzbudza zdziwienie, wszak powszechnie się mówi, iż latoś grzybów w lesie nie ma.

- No nie ma i tyle - mówią wytrawni grzybiarze, - a to co widać na targowisku to efekt mozolnego wielogodzinnego łażenia po lesie, bo tam puchy, oj puchy.

Choć pada często, to jest nieco za zimno i grzybki nie mają zamiaru wystawiać ponad ściółkę leśną swoich różnobarwnych kapeluszy. Póki co pozostają ukryte pod ziemią pod postacią grzybni.

Są w lesie natomiast inne smakowite twory natury. W ciemnym borze w okolicach wsi Radostowo napotkałem dwie 12-letnie dziewczynki, które nazbierały moc czarnych jagódek - fot. 2.

Mniejszy pojemnik, prawie już pełny, prezentuje Kasia, większe wiaderko to efekt pracy jej koleżanki Angeliki.

Powiadają, że sprzedadzą je na skupie, by dostać trochę grosza. Chciałyby sobie coś kupić, ale pieniążki dadzą raczej swoim mamom, bo w ich domach się nie przelewa.

Piękne to, jak takie małe dzieci usiłują pomóc rodzince. Wykazują się przy tym zaradnością, nie lenią się, a biegają po lesie zbierając jagódki. Tyle że całkiem same, bez opieki osób dorosłych, co bezpieczne w naszych czasach nie jest.

LIPOWIEC I LIPOWIEC MAŁY

Szarpnęła się szczycieńska gmina i postanowiła wyremontować drogę łączącą Lipowiec z Lipowcem Małym. Wjeżdża się w nią gdzieś tak w połowie wsi, w miejscu gdzie na rozdrożu okolonym murkiem widnieje znak o treści: "3 Lipowiec M", co należy rozumieć, iż od tego miejsca do Lipowca Małego dzieli nas dystans 3 km - fot. 3.

Wozi się tam i wozi sporo żwiru, że już miejscami nowa nawierzchnia jest tak wysoko, iż po obu jej stronach utworzyły się głębokie wądoły-koleiny - fot. 5.

Droga nie jest za szeroka, więc gdyby przypadkiem w trakcie mijania wpadły tam koła samochodu osobowego, wyjechać z takiej pułapki byłoby nie sposób. Mieszkańcy obu wsi tak Lipowca, jak i Lipowca Małego narzekają, że piach nawozi się tam dość często i z tego powodu droga bywa zablokowana.

Gmina odpowiada, że powinni być jej wdzięczni i cieszyć się, bo choć trochę pocierpią, to jednak wkrótce będą mieli tu elegancki, choć nieasfaltowany szlak i komfort podróżowania autem znacznie się poprawi.

A ponadto urzędnicy tłumaczą, że z Lipowca do Lipowca Małego są aż trzy drogi, czyli nie ma sprawy, bo jak jedna pozostaje zamknięta, jechać można drugą lub trzecią.

No to "Kurek" pojechał tą drugą. We wsi Lipowiec tuż za kościołem stoi jeszcze jeden znak drogowy wskazujący kierunek - "Lipowiec M. 3". Tam zatem skręciliśmy i dokąd dotarliśmy? Ano do wsi Radostowo, a dalej do innej miejscowości o apetycznie brzmiącej nazwie - Kiełbasy. Ale tam nawet nie mają sklepu z wędlinami!

No to jak to jest z tą drugą drogą do Lipowca Małego? A co z trzecią?

Hm, druga jest istotnie, choć nie oznaczona żadnym znakiem, a odchodząca od szosy asfaltowej Szczytno - Lipowiec - Łuka w okolicy leśniczówki Łuka.

Zapytajmy zatem urzędników z gminy, kto o tym wie, o tym zakonspirowanym, bo nieoznaczonym szlaku...

Trzeci szlak w zasadzie nie istnieje, chyba że mamy na myśli jeden z kilku leśnych duktów - skrótów do Lipowca Małego, a odchodzących od drogi Lipowiec - Radostowo. Do jazdy zwykłym (nieterenowym) samochodem, jednak się one nie nadają.

MIKROOBSERWACJE

W trakcie spaceru miejskimi trotuarami patrzymy głównie pod nogi, aby nie fiknąć kozła wszak nie wszystkie chodniki są tak równe, jak te przy ciągu ulic Odrodzenia - Polska. Rzucamy zwykle okiem to tu, to tam, by nie zboczyć z obranego kursu, ale chyba nigdy nie przyglądamy się szczegółom, tj. rzeczom małych rozmiarów.

Czasami jednak warto, bo jak powiadają znawcy - diabeł tkwi w szczegółach. Mały z pozoru i nie rzucający się w oczy element może kłaść się wielkim cieniem na całość i psuć harmonię ogółu.

Jak np. nieduży w stosunku do rozmiarów człowieka chwast rosnący na trotuarze przy ul. Polskiej (tuż przed budynkiem poczty) - fot. 4.

Takich niepożądanych "kwiatków" mamy w Szczytnie mnóstwo, więc tylko tak dla przykładu zaserwuję kilka miniobrazków w tym stylu - "hydrant ozdobny" i trawkę przebijającą płyty chodnikowe na placyku przed kinem, a konkretnie pod tablicami z repertuarem - fot. 6.

Te obserwacje, które nazwałbym mikroprzyrodniczymi nie wyczerpują jeszcze zagadnienia, bo istnieje inny tyci świat - kraina maleńkich afiszów zwanych przez anonimowych twórców dość dziwnie "vlepkami". Żeby je zobaczyć trzeba naprawdę wytężyć wzrok - wiszą one przeważnie na słupkach podtrzymujących drogowe znaki. Przy głównym skrzyżowaniu ze światłami, do słupka sygnalizacji przyklejono coś takiego - fot. 7.

Jak ktoś zagapi się, wlepiając oczy w obrazek i wejdzie na pasy przy czerwonym świetle - może istotnie ziścić hasło, że pieszy to gatunek wymierający...

Na innym słupku prezentowana jest postać misia Puchatka, wielbiciela wieprzowiny - fot. 8.

Gdzieś jeszcze indziej mamy "vlepki" o treści politycznej - fot. 9.

2004.07.07