Opowiadanie

Na przyjęciu kolega "poczęstował" Martę komplementem: - Ojej, ale przytyłaś!

Natychmiast straciła dobry humor i apetyt. W myślach zaś robiła rachunek sumienia: dwa razy w tygodniu aerobik, rano i wieczorem bieganie z psem, rower, pływanie..., ale ten apetyt...

Przerwała pamięciową wyliczankę i poszła do lustra w przedpokoju. Przekręciła się w lewo i w prawo...

"Przytyłam!"

Następnego dnia oliwy do ognia dolała pewna panienka. Spotkała ją na schodach bloku, w którym mieszka. Szukała stancji, skierowała więc dziewczynę do sąsiadów, którzy rozważali możliwość wynajęcia pokoju.

- Taka starsza pani poinformowała mnie, że u państwa jest wolny pokój - usłyszała przez drzwi. Wściekła się, bo nie dość, że wrabia swoim "poinformowała", to jeszcze z przedwczesnej, ale zmysłowej siwizny, zrobiła starość. Tego było za wiele..., gruba, stara... A dzień kobiet tuż, tuż.

Weszła do mieszkania i cały swój wygląd poddała bezkompromisowej taksacji. Szpakowate włosy - faktycznie dodają lat i powagi, blada twarz, podkrążone oczy, nijaka cera i ta tusza... "Dość. Muszę to zmienić."

Natychmiast pomaszerowała do sklepu z kosmetykami. Długo wpatrywała się w zastawione nimi półki, na szczęście miła ekspedientka nie pozwoliła, by dostała oczopląsu.

- Chciałam zamaskować siwe włosy, ale nie wiem jaka farba będzie odpowiednia - poprosiła o radę.

- Najodpowiedniejszy będzie mahoń wiśniowy. Przywróci pani włosom naturalny odcień.

- Czy przygotowanie farby nie jest skomplikowane? Bo widzę i tubkę, i tabletki... Aha, ile trzeba trzymać to na głowie?

- Zajrzyjmy do instrukcji - zaproponowała sprzedawczyni. Marta wzięła broszurkę z rąk ekspedientki.

- Z ulotki odczytuję, że zawartość tuby trzeba wycisnąć na głowę, ale co robić z tabletkami? Czy trzymać je pod językiem i to kolejno, aż do rozpuszczenia - mamrotała do siebie. - Tak, tak pod językiem. Tylko w dalszym ciągu nie wiem jak długo ma to wszystko trwać. O, jest! "Ważność jeden rok" - dojrzała jedyny określający konkretny termin napis. Zabieg winien trwać aż rok! - kontynuowała swoją interpretację napisów z ulotki...

Nigdy nie farbowała włosów, dlatego też dopiero przy pomocy ekspedientki zdecydowała się na zakup konkretnej farby.

- Proszę równomiernie rozprowadzić miksturę oraz pamiętać, że zbyt długie trzymanie farby na włosach może dać niepożądany efekt.

Zadowolona z poczynionych zakupów wróciła do domu. Teraz tylko musiała pozbyć się domowników.

- Mama upiekła sernik i zaprasza was na ucztę - taką argumentacją wyprawiła męża i synków do wtajemniczonej w spisek mamy.

Gdy tylko drzwi zamknęły się za nimi, nucąc: "Będę piękna, będę młoda, jutro dzień kobiet, zadziwię wszystkich swoją metamorfozą" - wpadła do łazienki. Tam odkręciła kran, a spływający strumień wody zamienił płyn do kąpieli w obfitą pianę. Do wanny wsypała kilo soli i ujędrniające ciało ziołowe wonności. Następnie zajęła się twarzą, na którą nałożyła maseczkę: żółtko, 2 łyżki miodu rozprowadzone z kroplą oliwy. Na włosy wylała całą zawartość farbującej mikstury.

W turbanie na głowie oraz z szybko krzepnącą papką na twarzy zanurzyła swoje ciało w napełnionej po brzegi wonną kąpielą wannie. Przymknęła oczy. Zupełnie rozluźniona, przepełniona radosną myślą o efektach... zasnęła.

Panujący w przedpokoju hałas nie tylko obudził ją, ale i przeraził. Wrócili i to nie sami! Po głosach rozpoznała, że byli z nimi jej bracia. W panice próbowała zimną wodą pozbyć się skorupy z twarzy. Dopiero gorąca woda i skrobanie paznokciami pozwoliły przywrócić normalny wygląd. O ile te czerwone place można było nazwać normalnym wyglądem.

- Kochanie, co ty tam robisz? Wychodź szybko, goście czekają z kwiatami, przecież jutro dzień kobiet - ponaglał mąż.

- Zrób kawę, biorę kąpiel - odezwała się całkiem przytomnie.

Na szczęście odszedł. Szybko wklepała w twarz prawie całe pudło kremu, niestety nie pozbyła się znamion zbawiennego działania papki. Natychmiast przypomniała sobie dowcip o maseczce, którą zgodnie z pokazem w telewizji nakładała na twarz gorliwa amatorka tego typu programów. Prezenterka mówiąc o odżywczym działaniu nakładanej na twarz mikstury program zakończyła słowami: "O tym, jak ją zmyć z twarzy, poinformujemy panie za tydzień."

Szybko umyła włosy i uznała, że nie może już dłużej pozwolić gościom czekać. "Sami swoi" - pomyślała i przyczesawszy mokre włosy wyszła z łazienki.

Panowie na twarzowe "wypieki" nie zwrócili uwagi. Z tajemniczą miną przyjęła życzenia i kwiaty. "To dobrze, że nie wysuszyłam włosów, będą mieli większą niespodziankę" - cieszyła się w duchu, zasiadając do stołu, gdzie czekała już na nią kawa, ciasteczka i wyborne wino.

Rozmowa początkowo toczyła się wartko. Panowie prześcigali się w żartach i stosownych do okoliczności komplementach. Ale niedługo. Rozmowa zaczęła się urywać, a Marta zauważyła, że goście na nią spoglądają ukradkiem, z coraz dziwniejszą miną, a na siebie porozumiewawczo. "Moja głowa!?" - jęknęła w duchu i przeprosiwszy gości pobiegła do łazienki. Zamykając drzwi usłyszała jeszcze ryk śmiechu. Spojrzała w lustro i zamarła... Suche już włosy prezentowały nowy styl "na papugę": grzywka była czerwona, prawy bok - pomarańczowy, lewy - rudy, tył zaś - czarny...

Grażyna Saj-Klocek

2003.03.05