Szczytno od lat nie radzi sobie ze zjawiskiem wałęsających się samopas psów. Stosowane dotychczas metody ewidencjonowania zwierząt i dyscyplinowania ich właścicieli zawiodły, a szczycieńskie schronisko cierpi z powodu przepełnienia.
WŁÓCZĘGI I PODRZUTKI
O tym, jak poważny problem stanowią wałęsające się po ulicach psy, nie trzeba specjalnie mieszkańców Szczytna przekonywać. Skala zjawiska jest widoczna gołym okiem. Biegające luzem czworonogi można spotkać przede wszystkim na osiedlach, ale kręcą się one również w centrum miasta. Brak ścisłej ewidencji zwierząt powoduje, że ich właściciele czują się bezkarni.
- Ludzka niefrasobliwość nie zna granic. Zdarza się, że po ulicach chodzą samopas groźne rasy: rottweilery, amstaffy i pitbulle - mówi Krystyna Lis, inspektor w wydziale gospodarki miejskiej UM.
Z psim problemem zmagają się również mieszkańcy podszczycieńskich wsi. Tam prawdziwą plagę stanowi podrzucanie psów z miasta.
- W styczniu osobiście zawiozłem do schroniska dwa psy, które ktoś wyrzucił w workach do przydrożnego rowu - opowiada Sławomir Zarzycki, sołtys Rudki.
Straż Miejska codziennie odbiera po kilka zgłoszeń o wałęsających się czworonogach.
- Karanie właścicieli to skomplikowana sprawa. Żeby ustalić, do kogo pies należy, musimy wypytywać sąsiadów, a ci nie zawsze są skorzy do mówienia prawdy - mówi Janusz Gutowski, komendant Straży Miejskiej.
W SCHRONISKU CIASNO
Schwytane na ulicach zwierzęta trafiają z reguły do schroniska. Obecnie jest ono przepełnione.
- Tylko w lutym trafiły do nas dwadzieścia trzy psy - mówi Maria Rogalska, pracownik schroniska.
Miasto jak dotychczas nie potrafi poradzić sobie z problemem. Szczytno nie posiada ścisłej ewidencji zwierząt. Nieskuteczna okazała się metoda rozdawania numerków przy okazji finansowanych z miejskiej kasy szczepień przeciwko wściekliźnie. Zresztą od dwóch lat za szczepienia właściciele płacą z własnej kieszeni. Efekt jest taki, że ściągalność podatku za psy, z którego między innymi utrzymywane jest schronisko, systematycznie spada. Ponadto coraz mniej właścicieli szczepi swoje czworonogi.
- Od kiedy miasto zaprzestało płacenia, w mojej lecznicy szczepię o jedną trzecią mniej psów - mówi lekarz weterynarii Andrzej Sokołowski.
PIES CYFROWY
Receptą na problem mógłby być stosowany z powodzeniem w innych miastach program czipowania psów. Polega on na tym, że każdemu zwierzęciu zostaje wszczepiony czip i trafia ono do ogólnopolskiej bazy danych. W ten sposób ustalenie właściciela nie nastręcza większych trudności. Urządzenie ma centymetr długości, dwa milimetry grubości i jest zaopatrzone w szesnastocyfrowy kod identyfikacyjny.
- Umieszcza się je pod skórą, z lewej strony szyi. Jeden wystarcza psu na całe życie, bardzo trudno go usunąć. Zabieg wszczepiania jest bezbolesny - tłumaczy Andrzej Sokołowski.
Z wprowadzeniem programu wiążą się koszty. Jeden czip kosztuje 25 zł. Do tego należy doliczyć cenę uruchomienia programu komputerowego, czyli około 2 tys. zł oraz zakupu trzech lub czterech czytników (ok. 3,5 tys. zł). Projekt uchwały Rady Miejskiej w tej sprawie dotychczas nie powstał. Nie wiadomo więc, kto za czipowanie miałby zapłacić. W tegorocznym budżecie miasto nie przewidziało żadnych środków na ten cel. Zdaniem Krystyny Lis ta metoda ewidencjonowania psów rozwiązałoby problem biegających samopas zwierząt.
- Mandaty skutecznie zdyscyplinowałyby ludzi, którzy zaczęliby zwracać baczniejszą uwagę na swoje czworonogi. Wzrosłaby również ściągalność podatku, a co za tym idzie, większe środki moglibyśmy przekazać na schronisko.
Entuzjastą projektu jest też komendant Gutowski.
- Znacznie ułatwiłoby nam to karanie niefrasobliwych właścicieli - mówi.
Nieco więcej sceptycyzmu wykazuje Andrzej Sokołowski.
- Sam pomysł mi się podoba. Jest on jednak bardzo kosztowny. Należy liczyć się z tym, że jeśli całość sfinansuje miasto, to automatycznie wzrośnie wysokość podatku za psy, a wówczas niektórzy właściciele mogą zwyczajnie pozbywać się zwierząt - mówi.
Wojciech Kułakowski
2006.03.08