Poważny mieli dylemat szczytnianie, dokonując wyboru między świętem własnego grodu a uczestnictwem w dorocznej inscenizacji bitwy króla Jagiełły. Z powodu historycznej potyczki niewielu rycerzy broniło Szczytna przed zakusami komtura, albowiem część naszego rycerstwa stanęła do walki w szeregach polskich chorągwi. Wśród tych, którzy opuścili Szczytno był "Kurkowy" współpracownik i swymi wrażeniami z pól grunwaldzkich dzieli się z Czytelnikami.

Między Jurandem a Krzyżakami

Imprezowe rozterki

Z "sercem pełnym smutku" opuściłem rankiem 17 lipca nasz gród i odbywające się w nim "Dni i Noce Szczytna", lecz chęć obejrzenia inscenizacji bitwy była silniejsza. Sądząc po liczbie aut ze szczycieńską rejestracją, wielu jeszcze mieszkańców naszego grodu wybrało wielką bitwę, na jej rzecz rezygnując z wdychania dobiegającego zewsząd na Placu Juranda smrodu palącego się mięsiwa i wątpliwej oferty stoisk handlowych. Chyba tylko dzięki temu, iż WSPol. obchodziła swoje święto, tegoroczne "Dni i Noce Szczytna" można było w jakiś sposób uatrakcyjnić. Chwała więc za to policjantom.

Grunwald '2004

O tym, jak wielkim zainteresowaniem cieszy się grunwaldzka inscenizacja, świadczy choćby fakt, że na miejsce parkingowe trzeba było czekać blisko półtorej godziny. Mimo wysiłków organizatorów i służb porządkowych nie dało się szybciej na kilkuhektarowym parkingu ustawiać tysięcy nadjeżdżających zewsząd aut.

W tym roku w bitwie wzięło udział około tysiąca wojów. Stawili się rycerze niemal z całej Europy: Anglii, Czech, Białorusi, Niemiec, Rosji, Włoch, Francji.

Nie zabrakło również wojów ze Szczytna, którzy brali udział w bitwie pod chorągwią Marszałka Wallenroda, liczącą w sumie 65 rycerzy.

Około godziny 13.30 obie armie zaczęły ustawiać szyki. Nie upłynęły trzy kwadranse, gdy Wielki Mistrz wysłał swe poselstwo do króla polskiego. Po upływie dalszych 10 minut krzyżackie bombardy i hakownice rozpoczęły ostrzał polsko-litewskich pozycji. Nagłe poruszenie w polskich szeregach nie oznaczało jeszcze rozpoczęcia boju - klęknąwszy, rycerze odśpiewali "Bogurodzicę".

Mimo że wynik starcia z góry był przesądzony, to licznie zgromadzona publiczność (około 100 tysięcy ludzi!) niejednokrotnie wykazywała oznaki niepewności, kiedy rycerze krzyżaccy stawiali zacięty opór. W inscenizacjach walczy się bowiem prawie na serio - jedynie broń współczesnych rycerzy, koniecznie odzianych w zbroje i hełmy, nie jest naostrzona. Aby zaangażowanie i bitewne uniesienie nie wpłynęły na przewidziany w scenariuszu rezultat starcia, nad jego przebiegiem czuwają sędziowie, którzy baczą także, aby walka toczyła się fair.

Po trwającej około 40 minut bitwie Wielkiego Mistrza zwieziono z pola na specjalnie przygotowanym wozie. Tuż przy bramie do obozu "ożył" szepcząc błagalnie: "Wasser...". Gdy pragnienie ugasił siły na nowo weń wstąpiły, bo już "po naszemu" buńczucznie wykrzyknął: Ja tu jeszcze wrócę!

Pomysłodawcą rekonstrukcji bitwy grunwaldzkiej jest 35-letni Jacek Szymański (Władysław Jagiełło), prywatnie grafik komputerowy z Warszawy, członek warszawskiego Bractwa Miecza i Kuszy, gdzie zdobywał rycerskie doświadczenie. Jego "rywalem" na polu jest Jarosław Struczyński (39-letni inżynier mechanik z Gniewu), który co roku wciela się w postać Wielkiego Mistrza.

Szczycieński akcent

Powrót z pola grunwaldzkiego był równie uciążliwy jak i przyjazd: w ciągu 2 godzin przejechałem zaledwie 1,5 kilometra. Ślimacze tempo miało jednak swoje i dobre strony. Dzięki temu opuszczający pola Grunwaldu widzowie mogli dokładnie zapoznać się z treścią bardzo licznie rozwieszonych plakatów, reklamujących sierpniową imprezę Hunter Fest. Tym sposobem o planowanym koncercie w naszym mieście dowiedziało się - co należy jeszcze raz podkreślić - około 100 tysięcy ludzi.

Robert Arbatowski

2004.07.21