Miejska i wiejska fauna

GNIAZDKO NA DOBRE

Opisywana w "KM" nr 16 parka bocianów, zasiedlających jeden z kominów bloku usytuowanego przy ul. Klonowej uwiła już sobie gniazdko na dobre. No i spełniło się marzenie mieszkańców domu - mają swoje boćki, a my pozostali mieszkańcy Szczytna, możemy pochwalić się w świecie, iż mamy oto pierwszą parę boćków - mieszczuchów - fot. 1.

Co prawda na zdjęciu widać tylko jednego, pewnie to samiec, bo boćkowa, choć niewidoczna, w gnieździe na pewno jest. Wysiaduje jaja, więc tylko czasami mignie sponad gałęzi jej biały, mały łepek.

Bocian (Ciconia ciconia) to ciekawy ptak - ma trzy palce przednie spięte błoną, ale jak wiemy nie pływa, a stąpa po mokradłach, na których poluje na żaby. Tych u nas dostatek, na dowód mam stosowne zdjęcie, które wykonał pan Tomasz Krupiński z Sasku Małego - fot. 2.

Ów skrzydlaty dachowiec ma swojej diecie nie tylko żabki. Chętnie pożera jaszczurki, rozmaite robaki i owady, a także i tu uwaga - bo pewnie mało kto o tym wie - poluje na młode zające oraz jadowite żmije, nie gardzi też pisklętami innych ptaków.

W wirtualnej Encyklopedii Gutenberga możemy wyczytać, iż: bocian jest ulubionym ptakiem polskiego ludu, którego wieśniak zwabia, umieszczając koło wozowe na strzesze, gdzie bocian chętnie się sadowi. Wiadomo, zapewnia gospodarzom szczęście no i przynosi dzidziusie. Ciekawe jak sprawy przyrostu naturalnego będą układały się w nawiedzonym przez boćki bloku?

WILCZKI W SASKU

W Szczytnie mamy boćki, zaś w Sasku Małym późnym latem i jesienią ubiegłego roku po wiejskich ulicach biegały młode wilczki - cóż to się w tej przyrodzie wyrabia?

Dziś maturzysta, ale przyszły leśnik i myśliwy, wspomniany już wcześniej Tomasz Krupiński obserwował młode wilczki w Sasku i okolicach przez dłuższy czas. A że prawie zawsze miał przy sobie aparat fotograficzny, pstryknął kilka bardzo ciekawych zdjęć. W tym wilczka spacerującego głównym wiejskim traktem i nie czującego trwogi przed samochodem - fot. 3.

Fotografia jest nieco podrasowana elektronicznie, bo zaskoczony fotograf nie zdołał dobrze ustawić ostrości, ale tak to właśnie wyglądało, w owe późnoletnie popołudnie ubiegłego roku.

Wilczków było kilka, cztery może pięć. I musiały stracić matkę, bo jak mówi Tomek, po okolicy włóczyły się z lisem, a nie z waderą. Ów młody wilczek, odważniejszy niż reszta braci, przychodził do wsi kilka razy, na kolejnym ujęciu mamy go buszującego w wysokiej trawie nieopodal wiejskich zabudowań - fot. 4.

Na zdjęciu, które wykonał oczywiście także Tomek, widzimy wilczka w pełnej krasie i ostro. Nie wiadomo jednak, ilu maluchów przeżyło zimę. Wiemy tyle, iż jesienią ubiegłego roku pewien mieszkaniec wsi będąc na grzybobraniu natknął się w lesie na zwłoki jednego wilczka. Reszta pewnie grasuje teraz po lasach już jako w pełni ukształtowane osobniki, siejąc popłoch wśród leśnej zwierzyny.

A czy mieszkańcy mogą czuć się bezpiecznie? Ano, jak mówi moja ulubiona Encyklopedia Gutenberga: w lecie wilk żyje samotnie, w zimie stadami. Człowieka unika. Zatem nie ma się czego bać, zwłaszcza latem, gdy ów drapieżnik chadza samotnie. Zresztą Tomek, który widział niejednego wilka w lesie może to potwierdzić, iż dorosły osobnik, w odróżnieniu od głupiutkiego szczeniaczka, widząc ludzką postać umyka czym prędzej i nigdy człowieka nie atakuje.

POLSKA GOŚCINNOŚĆ

Ostatnio zaobserwowałem dość dziwny i samolubny obyczaj, jaki zapanował wśród zmotoryzowanych mieszkańców naszego miasta. Oto zdjęcie przyblokowego parkingu wykonane na osiedlu Leyka - fot. 5.

Parking, jak każdy inny - mógłby powiedzieć lekko zirytowany Czytelnik. Cóż w tym niby dziwnego. Samochody stoją kulturalnie w rządkach, nic tylko pochwalić.

No tak, jest tu jednak drobny szczegół, jakaś podejrzana tabliczka (zaznaczona otokiem), stojąca przed wjazdem na plac. Cóż to takiego? Ano przypatrzmy się rzeczy z bliska - fot. 6.

Co to ma znaczyć - parking tylko dla wybranych, szczęśliwych mieszkańców bloku nr 3 przy ul. Lanca? Zajechałem w tę okolicę do znajomego no i masz babo placek. Ów, choć zaprosił do siebie z wizytą, teraz oto broni mi wjazdu na parking. To co mam robić, pojechać na Plac Juranda i stamtąd walić pieszo? No nie - pomyślałem sobie - nici z wizyty. Jak taki niegościnny, niech ma. Jadę do drugiego kumpla. Ten mieszka przy Odrodzenia i o ile go znam, to nie jest aż tak mocno samolubny.

Przekręcam zatem kluczyk w stacyjce i opuszczam niegościnne osiedle Leyka. Nie mija wiele minut, a już jestem na podwórzu bloku położonego przy ul. Odrodzenia 27. Podjeżdżam pod ścianę, pod którą stoją i inne auta, patrzę, a tu takie kwiatki na powitanie - fot. 7.

No nie, to już nigdzie nie można zaparkować, jeśli nie jest się mieszkańcem danego bloku?

Wkroczyliśmy do Europy, ale gdzie się podziała nasza tradycyjna polska gościnność? Co to za czasy, co za obyczaje!

2004.05.19