Wilgoć na ścianach, nieszczelne okna, pękające sufity, źle działająca wentylacja i odpadające tynki - to tylko niewielka część długiej listy usterek, które psują nerwy i nadwyrężają budżety mieszkańców tebeesowskich bloków oddanych do użytku zaledwie kilka lat temu.

Mieszkania do kitu

Jak w PRL-u

Na pierwszy rzut oka bloki przy ulicy Lemańskiej 2 i 4 prezentują się dość korzystnie. Z pozoru niczym nie przypominają tych budowanych w okresie PRL-u. Okazuje się jednak, że z minioną epoką mają wiele wspólnego, a to za sprawą licznych usterek, z którymi bez powodzenia zmagają się mieszkańcy.

- Fuszerki istnieją od kiedy się tu wprowadziliśmy - mówi jeden z lokatorów, Andrzej Kąkolewski. Lista niedoróbek jest długa. W większości mieszkań panuje wilgoć, na ścianach pojawił się grzyb, podczas roztopów zalewa piwnice, pękają sufity, wadliwie działa wentylacja, przez co przykre zapachy z kanalizacji przenikają do lokali. Plastikowe okna są nieszczelne, zimą na parapetach powstaje lód.

- Z powodu wilgoci w kuchni zalęgło się robactwo - skarży się jedna z mieszkanek bloku nr 2, Teresa Tomaszewska. W łazience jedna ze ścian ma 1,29 cm, zaś znajdująca się na przeciwko - o trzy cm więcej.

- Sam pracowałem w budownictwie, ale podobnych rzeczy nie widziałem. Ci, którzy podpisali protokół odbioru tych obiektów powinni zostać ukarani - mówi jej mąż Tadeusz.

Tak ma być

Pod koniec 2002 roku na wniosek radnej Zofii Żarnoch powołano komisję, która miała zbadać stan techniczny budynków i sporządzić listę usterek. W jej skład wchodzili radni, przedstawiciele UM i TBS oraz wykonawca obiektów. Stwierdzono wówczas liczne nieprawidłowości i uchybienia w sztuce budowlanej.

- Przewody wentylacyjne urywały się na strychu, a wykonawca tłumaczył, że tak właśnie ma być. Do tego jeszcze na poddaszu z powodu nieszczelnych dachów leżał... śnieg - wspomina swoją pracę w komisji radna Żarnoch. Wiosną 2003 roku burmistrz obiecał mieszkańcom, że wszystkie usterki zostaną usunięte w wyznaczonym terminie. Jeśli tak by się nie stało, wszelkie koszty poniósłby wykonawca.

- Usunięto tylko niewielką część usterek, na dodatek byle jak. Jeszcze przed przystąpieniem do jakichkolwiek prac wykonawca nalegał, żebyśmy podpisywali protokoły napraw - opowiada jedna z mieszkanek bloku przy Lemańskiej 2. Potwierdzają to również inni lokatorzy. Większość z nich, nie czekając na zlikwidowanie fuszerek w ramach gwarancji, dokonywała napraw na własną rękę.

Wszystko przez oszczędzanie

- Wszystkie usterki, które były zgłoszone, zostały usunięte. Podwyższyliśmy kominy, wyprowadziliśmy też odpowietrzenie z pionów kanalizacyjnych - mówi dyrektor TBS Alfred Kryczało. Za istniejące nadal problemy wini mieszkańców.

- Ludzie za wszelką cenę chcą oszczędzać. Nie wietrzą pomieszczeń, mają szczelnie pozamykane okna i zakręcone grzejniki. Nic dziwnego, że na ścianach pojawia się wilgoć - twierdzi. - Istniejące w tych budynkach wady nie uniemożliwiają mieszkania w nich - dodaje. Taka argumentacja złości lokatorów.

- Jak można mówić, że przebywanie w zagrzybionym pomieszczeniu nie szkodzi zdrowiu? - pyta poirytowany Andrzej Kąkolewski.

Czara goryczy

Czarę goryczy przepełniło oddanie do użytku kilka tygodni temu dwóch nowych tebeesowskich bloków. Wybudował je już nowy wykonawca, bo poprzedni popadł w finansowe tarapaty. Mieszkańcy ul. Lemańskiej są zdania, że nowe obiekty mają znacznie wyższy standard i są lepiej wyposażone, m.in. w drzwi antywłamaniowe, panele podłogowe i terakotę.

- My musieliśmy to wszystko robić na własny koszt, a przecież płacimy wcale niemałe czynsze i spłacamy kredyt zaciągnięty na budowę nowych bloków - mówią.

- To normalne, że po kilku latach wprowadziliśmy pewne usprawnienia. Stąd w nowych obiektach panele i terakota - odpowiada kierownik działu technicznego TBS Elżbieta Żebrowska.

Nie było sygnałów

Według lokatorów, winę za nie najlepszy stan obiektów ponosi też nadzór budowlany, który odebrał budynki. Inspektorzy tłumaczą jednak, że nie mieli innego wyjścia, bo wszystkie wymogi zostały spełnione.

- Nas interesuje głównie kompletność dokumentacji i zatwierdzony projekt. Jeżeli wszystko się zgadza i nie zauważamy widocznych wad grożących np. zawaleniem, to nie ma przeszkód, by odebrać obiekt. Nadzór nie może odpowiadać za to, co zrobił wykonawca. Tego powinien pilnować właściciel - mówi inspektor nadzoru budowlanego Bożenna Pawłowicz. Pretensjami mieszkańców zaskoczona jest wiceburmistrz Danuta Górska. Jej zdaniem burmistrz wywiązał się ze złożonej dwa lata temu obietnicy usunięcia stwierdzonych przez komisję usterek.

- Po zakończeniu napraw dokonała ona ponownej kontroli i nie stwierdziła, że czegoś, co było w zaleceniach nie wykonano. Od tamtego czasu do UM nie wpływały żadne skargi od mieszkańców na nieprawidłowości - mówi Danuta Górska.

Takie tłumaczenie bulwersuje lokatorów. Czują się ignorowani i lekceważeni zarówno przez przedstawicieli TBS-u, jak i władze miasta.

- Jak można mówić, że nie zgłaszamy usterek, skoro ślemy pismo za pismem do dyrektora Kryczały, informujemy jego pracowników o istniejących problemach telefonicznie, ale nie możemy doczekać się żadnej reakcji - mówi rozżalony Andrzej Kąkolewski. - Już ponad dwa lata temu prosiliśmy burmistrza o spotkanie, ale jak dotąd nie doszło ono do skutku. Ciekawe dlaczego, skoro wszystko jest w porządku - dodaje.

Ewa Kułakowska

2005.08.10