Członkowie MKS-u spotkali się na Nadzwyczajnym Walnym Zebraniu. Jego celem miało być uzdrowienie sytuacji w targanym kłopotami finansowymi i kłótniami jego władz klubie piłkarskim. Jednak poza wytykaniem sobie wzajemnych żali i pretensji obrady nie przyniosły żadnych konkretnych rozstrzygnięć.

MKS na równi pochyłej

MNIEJ NIŻ ZERO

Zebranie rozpoczął prezes Jacek Piórkowski, od razu przyznając, że sytuacja w MKS-ie jest dramatyczna.

- Przychodząc tutaj jako uzdrowiciele, wydawało nam się, że nie będzie żadnego problemu, aby podnieść klub na nogi. Rzeczywistość okazała się zupełnie inna – mówił prezes. Żalił się, że szczególnie we znaki dał się rok bieżący, w którym zdecydowanie zmalały wpływy ze sponsoringu. Do tego doszły nieporozumienia w pięcioosobowym zarządzie. Po wystąpieniu z niego trzech członków, praca została sparaliżowana.

Prezes na zebranie przyszedł z przygotowaną rezygnacją, ale nie została ona przyjęta. Członkowie klubu mieli spore zastrzeżenia do przedstawionego przez niego sprawozdania finansowego.

- Sytuacja jest na zero – twierdził prezes, ale inni nie dawali temu wiary. Najwięcej zastrzeżeń miał Jan Świerczewski, który w maju złożył rezygnację z funkcji wiceprezesa klubu. Według niego klub jest poważnie zadłużony. Podobne obawy ma trener Tadeusz Sosnowski.

Przyciśnięty do muru prezes przyznał w końcu, że klub ma długi, ale nie potrafił podać dokładnej kwoty. Wtajemniczeni twierdzą, że może chodzić o kilkanaście tysięcy złotych (m.in. nieopłacone licencje i przejazdy). W tej chwili koszty wyjazdów drużyn na spotkania ligowe pokrywane są z prywatnych kieszeni działaczy i trenerów. Sytuację mógłby poprawić zastrzyk z kasy miejskiej. Do tej pory jednak nie wpłynęła trzecia część transzy z przyznanej MKS-owi puli 86 tys. zł. Istnieją obawy, co potwierdził prezes, że z dotacji będą nici, bo klub nie będzie w stanie rozliczyć się z wydatkowania drugiej transzy, co jest warunkiem pozyskania pozostałych środków.

ZBIERAMY TO, CO ZASIALIŚMY

Mirosław Zyśk i Jacek Harasimowicz wytykali prezesomMKS-u, że niepotrzebnie złożyli doniesienie do prokuratury na swoich poprzedników. To w konsekwencji popsuło opinię klubowi i zniechęciło do niego potencjalnych sponsorów.

- Zbieramy to, co sobie zasialiśmy, walcząc ze starym zarządem – mówił Zyśk.

- Zamiast zadbać o klub, zajęliście się ściganiem pana Magnuszewskiego i dociekaniem ile zjadł kiełbasy i ile wypił wody. To było jedyne wasze zajęcie – wtórował mu Harasimowicz.

- Chcieliśmy czystości i elegancji – tłumaczył się z kolei Jan Świerczewski.

Kilkakrotnie powracał też wątek oddania walkowerem meczu w Elblągu. Tu całą odpowiedzialność wziął na siebie Piórkowski, usprawiedliwiając się tym, że chciał w ten sposób zwrócić uwagę szczycieńskiego społeczeństwa na to, że w klubie dzieje się nie najlepiej.

Sporo pretensji uczestnicy zebrania kierowali do władz miasta. Owszem, jak zauważano, daje ono MKS-owi na działalność 86 tys. zł, ale klub musi z tych pieniędzy opłacać korzystanie z miejskich obiektów.

- W innych miastach naszego województwa władze samorządowe są zaangażowane w sprawy swoich klubów, a u nas nie – zauważał Ryszard Orkwiszewski. Dziwił się przy okazji, że na zebraniu nie ma nikogo z władz miasta, ani potencjalnych sponsorów.

Ostatecznie spotkanie nie przyniosło oczekiwanych rezultatów. Jego uczestnicy wychodzili z jeszcze większymi wątpliwościami niż przychodzili. Kontynuację obrad odroczono na tydzień, zobowiązując prezesa do przygotowania szczegółowego rozliczenia finansowego.

(o)/fot. A. Olszewski x2