Szczycieńska drużyna łucznicza postanowiła przypomnieć staropruskie obyczaje związane z Nocą Kupały. Jednak z powodu rzęsistego deszczu, ciekawe widowisko skrócono, aby widzowie oraz wykonawcy nie przemokli do suchej nitki, co jednak i tak się stało.

Mokre świętowanie

Imprezy związane z nocą świętojańską ostatnio nie mają w Szczytnie szczęścia. W ubiegłym roku miejskie wianki mimo jako takiej pogody i dużego zaangażowania sił oraz środków wypadły blado. Tegoroczną ciekawą inicjatywę podjętą przez miejscową drużynę łuczniczą popsuła z kolei pogoda.

Zamysł był świetny - pokazać dawne obrzędy związane z Nocą Kupały. Imprezę zainaugurował przemarsz łuczników ulicami miasta, od domu kultury na miejską plażę. Barwny korowód postaci przyodzianych w pradawne ubiory, którym towarzyszyli także bardziej współcześni szczudlarze wzbudziłby pewnie spore zainteresowanie, gdyby nie opustoszałe z powodu deszczu ulice miasta. Mimo wszystko do pochodu dołączyła garstka ciekawskich i wspólnie dotarto na plażę, choć wszyscy byli już mocno przemoczeni. Tutaj przy dźwiękach historycznych instrumentów - lutni korbowej, bouzouki (rodzaj mandoliny) i fletów odegrano ciekawe widowisko „Noc Kupały”. W trakcie występów lektor tłumaczył znaczenie poszczególnych tańców oraz czynności. Palenie ziół - macierzanki czy dziurawca miało sprzyjać spełnieniu wypowiadanego równocześnie życzenia. Natomiast z kształtu korzeni tych roślin panny wywodziły wygląd i cechy przyszłego męża. Ostatnim akcentem obrzędów było puszczanie przez dziewczyny wianków na wodę. Wyłowienie go przez kawalera wróżyło pannie szybkie zamążpójcie, ale jeśli wianek zatonął szanse mocno spadały. Niestety, nasilający się deszcz zmusił do zakończenia w tym momencie widowiska i porzucenia zamiaru spędzenia reszty wieczoru przy wspólnym ognisku, śpiewach i pałaszowaniu pieczystego, którego rolę miały pełnić współczesne kiełbaski.

Szczycieńska drużyna łucznicza prowadzona przez Grzegorza Drężka, wydaje się, że jest jedynym przyemdekowksim zespołem, który ustawiczne się rozwija. Ciągle przybywa członków, którzy nie tylko trenują strzelanie z kuszy, ale i poszerzają krąg zainteresowań oraz umiejętności. Wcześniej popisywali się chodzeniem na szczudłach, teraz studiują staropruskie obyczaje i za sprawą instruktora Adama Cudaka opanowali grę na historycznych instrumentach, m. in. na wspomnianych fletach z archaiczną (achromatyczną) skalą muzyczną, co jest nie lada sztuką. Brawo!

Marek J.Plitt