Na co komu artyści?

Tydzień temu w „Kurku Mazurskim”, na stronie sąsiadującej z moim felietonem ukazał się wywiad z Andrzejem Cisowskim. Artystą malarzem tutejszym – znanym i cenionym w świecie. Jego prace prezentowano w najznakomitszych europejskich i amerykańskich galeriach sztuki, a recenzje poświęcone twórczości Andrzeja można znaleźć w wielu obcojęzycznych, artystycznych czasopismach fachowych.

Artysta ów, zgodnie z kompetencjami, wypowiadał się na temat bylejakości plastycznej szeregu inicjatyw podjętych w ostatnich latach w Szczytnie. Pochlebiam sobie, że ten wrażliwy, znakomicie wykształcony twórca, punkt po punkcie wymienił przedsięwzięcia, o których ja także pisałem krytycznie w swoich felietonach. A nie umawialiśmy się co do tego, a nawet nigdy nie rozmawialiśmy na temat owych realizacji. Świadczy to o tym, że estetyka przestrzeni, to jest urbanistyka, architektura, rzeźba, czy plastyka użytkowa, to nie tylko subiektywnie odczuwana iluzoryczna i dość podejrzana dziedzina nazywana sztuką, ale także konkretna wiedza rozwijana od pokoleń i przekazywana następcom w dostojnych audytoriach artystycznych wyższych uczelni.

Ciekawe, że uprawianie medycyny pozostawia się lekarzom, w sądzie zawodowi prawnicy wspomagają zwykłego obywatela, konstrukcję mostu musi przeliczyć inżynier konstruktor, a porządnego, męskiego garnituru nie uszyje gospodyni domowa. No ale o sztuce wie wszystko każdy uczciwy obywatel, a już urzędnik na pewno nie będzie marnował czasu na konsultacje z jakimś tam artystą. Bo też niby dlaczego dostojny notabl – decydent miałby radzić się jakiegoś wrażliwego, natchnionego nieudacznika, co to garnituru ani krawata nie używa, włosów nie strzyże, a bywa, że jeszcze nie rozstaje się z głupawym kapelusikiem. I nic to, że taki na przykład Cisowski swobodnie posługuje się obcymi językami, ukończył dwie bardzo renomowane akademie sztuk pięknych – w Warszawie i Düsseldorfie, a wiele światowych sław z różnych artystycznych dziedzin jest z nim w stałym kontakcie i niejednokrotnie odwiedzając jego pracownię w Targowie wizytuje także i Szczytno.

W Szczytnie mieszkam już od dziesięciu lat. Poznałem tu całe mnóstwo wspaniałych ludzi. Pośród nich znakomitych artystów, o których niewiele bym wiedział, gdyby nie moje osobiste koneksje i kontakty. Mało o nich publicznie wiadomo, bo też kogo z decydentów takie dziwolągi cokolwiek obchodzą; choć to oni, a nie różne nadęte, politycznie wspierane mądrale powinni stanowić wizytówkę miasta na polskiej mapie turystycznej. Szczytno nazywają Bramą Mazur. Zupełnie słusznie, bo też jest to tylko brama do mazurskich miast z charakterem. Któż zatrzymuje się w bramie?! Jedzie się dalej, do ośrodków dbających o swoją intelektualno-artystyczną tożsamość jak Iława (festiwal „Złota Tarka”- mekka światowych artystów jazzu tradycyjnego”), czy Mrągowo (festiwal muzyki country ze słynnym dziennikarzem i menedżerem „Korkiem”, to jest Korneliuszem Pacudą).

Niedaleko Lublina, nad Wisłą, jest takie sobie małe miasteczko - Kazimierz Dolny. Zaledwie 7000 mieszkańców. Takie malutkie, a jakże sławne w Europie. Szesnastowieczne, urokliwe miasto założone przez Kazimierza Wielkiego. Przed drugą wojną światową zamieszkałe w sześćdziesięciu procentach przez Żydów. Malownicze wąwozy, Wisła i zabytkowe kamieniczki – to wszystko przyciągało artystów malarzy. Profesor Akademii Sztuk Pięknych w Warszawie, Tadeusz Pruszkowski, od roku 1923 zaczął przywozić do Kazimierza swoich studentów. Na malarskie plenery. Wielu z owych studentów, już w dorosłym życiu artystycznym, związało się na stałe z Kazimierzem Dolnym. Później profesor Pruszkowski zbudował tam także swój dom, a rezydencję ową odwiedzały (i odwiedzają do dzisiaj – willa jest w posiadaniu rodziny) malarskie sławy. Za artystami przyjeżdżali turyści.

Dzisiaj Kazimierz jest znanym w świecie miastem malarzy. Jest tam kilkanaście hoteli i pensjonatów. Owo niewielkie, ale piękne miejsce odwiedzane jest przez tysiące turystów, którzy nie przyjeżdżają tam po to, aby podziwiać kamienicę Przybyłów, kamienicę Celejowską, czy zabytkową Farę. Podobnymi atrakcjami słyną znacznie większy Sandomierz, lub Zamość. Kazimierz odwiedza się po to, aby pobyć pomiędzy znanymi artystami, zwiedzić liczne galerie i wchłonąć - pośród niezapomnianych widoków - atmosferę artystycznej bohemy. To artyści malarze wyznaczają dzisiejszą tożsamość Kazimierza Dolnego nad Wisłą. Warto było niegdyś to zainicjować!

Zamierzałem pisać o twórcach ze Szczytna. Znam sporo tutejszych artystów i uważam, że warto choć trochę zająć się nimi, zanim wszyscy w końcu powyjeżdżają szukać szczęścia gdzie indziej. Zatem za tydzień ciąg dalszy.

Andrzej Symonowicz