Niespodzianka za halą

Od dobrych kilku dni za reprezentacyjną halą sportową Gimnazjum nr 2 działa naturalne lodowisko. Widać tam mnóstwo dzieci, które dokazują na tafli, choć żadne z nich nie ma na nogach łyżew - fot. 1.

- A czemu to nie korzystacie z lodowiska we właściwy sposób? Zamiast szusować na łyżwach, ślizgacie się na butach - zapytuje "Kurek".

- Ano nie mamy łyżew - pada lakoniczna odpowiedź.

Nawet bez tego sprzętu mają wielką uciechę z lodowiska. Tafla jest gładka i śliska, wskutek czego chodzenie po niej to wspaniała zabawa, a i jest jeszcze ów dreszczyk emocji, bo w każdej chwili można wywinąć kozła.

Chłopcy wyjaśniają "Kurkowi", że jazda na samych tylko butach także może dostarczyć niebywałej frajdy i już demonstrują, jak to należy robić. Biorą rozpęd poza taflą i szus wpadają na lód, czyniąc podczas ślizgu najrozmaitsze wygibasy, które kończą się obowiązkową przewrotką. Dopiero wówczas - twierdzą - jest super.

Gdy po jakiejś godzinie odchodzą usatysfakcjonowani swoimi wyczynami, na lodzie pojawiają się

"HOKEIŚCI"

Dlaczego ów wyraz ujęty został w cudzysłów? Dlatego, że i ci również nie używają łyżew, ba, nawet kijów. A za hokejowy krążek służy im... plastikowa butelka po wodzie mineralnej - fot. 2. Gra bardziej przypomina piłkę nożną niż hokej, ale skoro dzieci mają i z tego uciechę, mniejsza o takie szczegóły. Równocześnie z pseudohokeistami weszła na lód malutka Zuzia, jako jedyna na odpowiednim dla tego miejsca sprzęcie na nogach - fot. 2.

Są to jej pierwsze kroki na lodowisku, więc nie od razu wszystko wychodzi.

- Łyżwy pożyczyliśmy na miejscu - mówi opiekunka Zuzi.

* * *

 

Hm, a więc łyżwy są dostępne, tylko w jaki sposób? "Kurek" rozgląda się dookoła, ale brak w pobliżu lodowiska stosownej informacji. I choć na drzwiach głównego wejścia do hali wisi tabliczka, to ani słowa na niej o możliwości wypożyczenia stosownego sprzętu - fot. 3.

Tymczasem w środku w szatni, ku naszemu zaskoczeniu, dwaj młodzi panowie Marcin i Marek oferują piękne, nowiutkie łyżwy w najrozmaitszych rozmiarach i kolorach - fot. 4.

- Par jest tyle, że wystarczy dla każdego chętnego - mówi Marcin Lipski.

- Wystarczy, że ów ktoś wylegitymuje się jakimś dowodem tożsamości, to zaraz je otrzyma, bez limitu czasu i zupełnie za darmo.

Teraz wypożyczyli zaledwie jedną parę (dla Zuzi), ale wieczorem, jak zapewniają, chętnych będzie więcej.

No tak, tyle że teraz także jest sporo osób na lodowisku, a żadna nie ma pojęcia, że łyżwy można wypożyczyć i to za darmo. Z małej karteczki wiszącej na drzwiach tego się nie wyczyta, więc odpowiednia plansza ze stosowną informacją powinna być umieszczona gdzieś obok tafli. Organizator, czyli Miejski Ośrodek Sportu, mógłby się o to zatroszczyć.

KRAINA JAK Z BAJKI

Niesyty uroków zimy wybrałem się w małą podróż leśnymi drogami Szczycionek - Kobyłocha - Piece (o dziwo odśnieżonymi!). Las o tej porze roku wygląda zgoła fantastycznie. A na przedpolach wsi Piece, tamtejsze domki pokryte czapą śniegu, pośród otulonych białym puchem choinek wyglądają jak chatki z bajki - fot. 5.

W prawym rogu fotografii widzimy z kolei mały krzaczek, którego gałązki, nawet te najdrobniejsze, całe pokryte są jakby śniegiem.

Ale przecież ten nie utrzymałby się na czymś tak cienkim. Hm, nie jest to bowiem śnieg, a szadź, bądź też sadź - opad atmosferyczny. Tak zjawisko owe klasyfikują meteorolodzy, choć w przeciwieństwie do deszczu, gradu czy śniegu znikąd nie opada. Jak zatem powstaje?

Ano, jak podaje internetowa Wikipedia: jest to osad lodu, utworzony z drobinek rozdzielonych pęcherzykami powietrza, ozdobiony niekiedy rozgałęzionymi kryształkami. Powstaje przy nagłym zamarzaniu bardzo małych, przechłodzonych kropelek wody (mgły lub chmury), narastając niekiedy do stosunkowo znacznych grubości.

Oczywiście z dala maestrii tej kruchej szadziowej konstrukcji nie zaobserwujemy, z bliska wygląda to tak - fot. 6.

Fantazyjne kryształki lodu, które nadają gałązkom roślin kolczastego, niezwykle pięknego wyglądu. A gdy zaświeci słońce igiełki skrzą się, jakby świeciły własnym blaskiem.

LODOWY PAŚNIK

Jeszcze kilka dni temu panowały dość ostre mrozy. No, może nie do końca ostre, bo cóż te raptem -6oC znaczy wobec niegdysiejszych minus trzydziestu kilku (1978 rok), ale i tak szczypało w uszy i nos.

- No i w te mrozy - informuje nas zaprzyjaźniony czytelnik, który wybrał się 5 stycznia w nieodległą podróż - w jednej ze wsi na trasie Szczytno - Olsztyn bydełko hasało na powietrzu, po śniegu.

Aby nie być gołosłownym, dostarczył nam stosowną fotografię - fot. 7.

- I choć siedziałem w ciepłym samochodzie, to aż mnie ciarki przeszły na ten widok. No i czy to jest w porządku, aby tak traktować żywinę? - pyta czytelnik.

Co prawda znana jest nam metoda zimnego chowu cieląt, ale jak widać na zdjęciu, nie chodzi tu o młode osobniki, a wysokomleczne krowy (i jurnego byczka). Zatem, aby rozstrzygnąć dylemat, trzeba uzyskać opinię fachowca.

- Nic strasznego się nie stało. Miejscowi hodowcy często podczas zimy wyprowadzają bydło z obór - mówi Jarosław Tołoczko, znany w Szczytnie lekarz weterynarii. - W tym czasie robią porządek na stanowiskach, a krowy, chodząc po śniegu, czyszczą sobie racice z obornika, no i trochę zażyją ruchu, zamiast tkwić w oborze.

2006.01.18