W niedzielnym pożarze drewnianego domu w Wielbarku trzyosobowa rodzina straciła dach nad głową. Gmina ma problem, bo dla dwóch osób, które regularnie nadużywają alkoholu, nie może znaleźć zastępczego mieszkania. - Ludzie, dowiadując się o kogo chodzi, nie chcą ich przyjąć – przyznaje wójt Grzegorz Zapadka. Niewykluczone, że w tej sytuacji pogorzelcy zostaną umieszczeni w specjalistycznym ośrodku poza terenem gminy.
OSTATNIA DREWNIANA CHAŁUPA
W niedzielę 21 stycznia po południu na ul. Polnej w Wielbarku wybuchł pożar starego drewnianego domu. To już ostatni taki relikt tradycyjnej mazurskiej architektury w tej miejscowości. Lokatorzy zdołali się ewakuować jeszcze przed przybyciem straży. Nikomu nic się nie stało, jednak mieszkająca w domu starsza kobieta źle się poczuła i została zabrana na obserwację do szpitala. Pożar został ugaszony, ale budynek uległ poważnemu zniszczeniu. - Spłonął dach i poddasze, a zalaniu podczas akcji gaśniczej uległ parter – informuje kpt. Łukasz Wróblewski z Komendy Powiatowej Państwowej Straży Pożarnej w Szczytnie. Spłonęło także wyposażenie domu – meble oraz sprzęty gospodarstwa domowego. Budynek nie nadaje się już do zamieszkania.
WSZYSTKO PRZEZ ALKOHOL
W domu żyła trzyosobowa ro dzina – rodzeństwo ze starszą matką. Nie byli oni jednak jego właścicielami, a jedynie wynajmowali lokal, płacąc niewielki czynsz. Pierwszą noc po pożarze pogorzelcy spędzili u sąsiadki. Co jednak będzie z nimi dalej, tego jeszcze nie wiadomo. Wójt gminy Wielbark Grzegorz Zapadka informuje, że nowe lokum uda się zapewnić bez większych problemów starszej kobiecie. Z pozostałymi lokatorami będzie jednak kłopot.
Aby zapoznać się z pełną treścią artykułu zachęcamy
do wykupienia e-prenumeraty.