Po raz kolejny nasz wieszcz Adam Mickiewicz został uznany za szkodnika.
Konkretnie z powodu napisania czterech części romantycznego dramatu „Dziady”. Tym razem dowiedzieliśmy się, że wystawienie „Dziadów”, w reżyserii Mai Kleczewskiej, w krakowskim Teatrze im. Juliusza Słowackiego, to spektakl „haniebny”. Takiego oto określenia użyła jakaś małopolska kurator Barbara Nowak. Z jej wypowiedzi dowiedzieliśmy się także, że krakowskie widowisko teatralne przygotowane jest dla celów walki opozycji rządowej z polską racją stanu, a także, że spektakl jest szkodliwy dla dzieci i młodzieży. Dalej pani kurator rozwinęła swoje poglądy (pisowskie) w sposób tak bełkotliwy i nielogiczny, że zastanawiam się, jakiego to przedmiotu uczyła w szkole pani Nowak, kiedy jeszcze nie mianowano ją kuratorem. Oczywiście wypowiedź pani Nowak stanowi znakomitą reklamę dla przedstawienia. Podporządkowane jej urzędowo szkoły zapewne nie będą organizowały zbiorowych wycieczek do Teatru im. Juliusza Słowackiego, ale już ukazały się w gazetach serie zdjęć pokazujących, jak liczne, prywatne grupki młodych ludzi ochoczo maszerują w kierunku krakowskiego przybytku sztuki.
Dla mnie cała ta wypowiedź, to jakiś paranoiczny powrót do przeszłości. Doskonale pamiętam podobną reakcję peerelowskich władz po wystawieniu w Teatrze Narodowym w Warszawie „Dziadów” w reżyserii Kazimierza Dejmka. W roli Gustawa-Konrada wystąpił Gustaw Holoubek. Premiera odbyła się w listopadzie 1967 roku. Byłem wówczas studentem i doskonale pamiętam przemówienie pierwszego sekretarza partii Władysława Gomułki.