Zastrzegłem w tytule, że militarny temat potraktuję po amatorsku, bowiem żadnej specjalistycznej wiedzy na temat armii nie posiadam. Atoli jak każdy normalny człowiek to czy tamto zauważam. Bywa, że boki zrywam ze śmiechu, co odnośnie wojskowości jest oczywistą oczywistością, co najmniej od czasów Szwejka.
Bywa, że porażają mnie niektóre informacje. Nie tylko porażają, ale i przerażają jako obywatela, którego bezpieczeństwo zależy od sprawności armii jego państwa. Sprawności technicznej, ale także intelektualnej. Na podstawie przekazów medialnych, zwłaszcza telewizyjnych, i to niezależnie od „wyznania” stacji, dochodzę do wniosku, że z jedną i drugą sprawnością nie jest dobrze. Zwłaszcza z tą drugą. Bo też, jakie wnioski mogłem wysnuć wysłuchując nieustannych bzdur i kłamstw, jakimi był łaskaw uraczać nas, dość regularnie, poprzedni minister od spraw wojny?
Dzisiaj niby coś się zmieniło. Trochę zatem powymądrzam się w tej sprawie, bowiem prawem felietonisty jest pomarudzić, w miarę swoich intelektualnych możliwości, na każdy ogólnoludzki temat.
Oto mieliśmy wojskowe święto, a w związku z tym pompatyczną defiladę.