Pacjenci ze skomplikowanymi złamaniami nie mogą liczyć na wyleczenie w szczycieńskim szpitalu. Są oni odsyłani do placówek ościennych, bo miejscowy oddział specjalizuje się w chirurgii „miękkiej”. Radny powiatowy Zbigniew Chrapkiewicz alarmuje, że w związku z tym dochodzi do bulwersujących sytuacji. Jest też i dobra wiadomość – jeszcze przed końcem roku szpital będzie miał nowy aparat do USG.
POTRAKTOWANA „PER NOGA”
Znów słychać skargi na funkcjonowanie szczycieńskiego szpitala. Jego oddział chirurgiczny w październiku wznowił działalność po przeszło miesięcznym zawieszeniu. Powodem były kłopoty kadrowe. Teraz kieruje nim ordynator ze Śląska, Wojciech Zimmer. Jest to lekarz z wieloletnim stażem, wyspecjalizowany w chirurgii „miękkiej”. Podczas niedawnej rozmowy z „Kurkiem” zapowiadał, że to właśnie na tę dziedzinę będzie kładł nacisk jego oddział. Okazuje się jednak, że w związku z tym pojawiły się problemy. Radny powiatowy i jednocześnie pracownik szpitala, Zbigniew Chrapkiewicz alarmuje, że obecnie pacjenci ze złamaniami są odsyłani ze Szczytna do ościennych placówek. Zdarza się, że transport odbywa się szczycieńskimi karetkami.
- Sam niedawno byłem świadkiem sytuacji, kiedy załoga karetki nie chciała przewieźć chorego do innego szpitala, tłumacząc, że w tym czasie nie byłoby czym zapełnić luki w taborze na terenie naszego powiatu – relacjonuje radny. - Jest to podyktowane tym, że u nas nie są wyrabiane kontrakty chirurgii „twardej” - uważa. Przytacza też bulwersujący przypadek sprzed kilku dni, kiedy na izbę przyjęć trafiła 78-letnia kobieta ze złamanym przedramieniem.
- Została potraktowana „per noga”. Siedziała na izbie i płakała, bo nie było komu się nią zainteresować – opowiada Chrapkiewicz. Dopiero postronne osoby będące świadkami zdarzenia wyraziły chęć przetransportowania kobiety do szpitala w Biskupcu. Zdaniem radnego podobne sytuacje nie powinny mieć miejsca. Przy okazji zastanawia się, czy szczycieński szpital dysponuje wystarczającą liczą karetek służących teraz m.in. do transportu pacjentów.
WYSPECJALIZOWANI W WĄSKICH DZIEDZINACH
Inny radny powiatowy, a zarazem ordynator oddziału ginekologiczno-położniczego Marek Kasprowicz tłumaczy, że problem tkwi w odmiennym niż dawniej kształceniu lekarzy.
- Dawniej lekarz w szpitalu powiatowym robił wszystko, od nastawiania stawów aż po operacje brzucha. Teraz to się zmieniło, bo fachowcy z dużych szpitali wojewódzkich są wyspecjalizowani w wąskich dziedzinach – mówi Kasprowicz. Według niego pacjenci nie powinni być jednak odsyłani do innych placówek. - Musimy się zastanowić, popatrzeć kogo tu ściągnąć, żeby tę urazówkę nam załatwiał – podpowiada radny – lekarz.