Karol Józef Wojtyła urodził się 18 maja 1920 r. w Wadowicach. Po maturze, zdanej w 1938 r. w męskim gimnazjum klasycznym w rodzinnym mieście, wstąpił na Wydział Filozoficzny Uniwersytetu Jagiellońskiego. Następnie podjął naukę w konspiracyjnym seminarium duchownym w Krakowie.

Odszedł pasterz nasz

Wyświęcony na kapłana 1 listopada 1946 r. Po studiach w Rzymie uzyskał tytuł doktora nauk teologicznych (1948 r.).

Pełnił funkcje wikariusza parafialnego, duszpasterza akademickiego, wykładowcy uniwersyteckiego zdobywając kolejne tytuły naukowe i honorowe - habilitację i docenturę.

W 1958 roku został biskupem pomocniczym krakowskim, od 1964 r. ordynariuszem, czyli Metropolitą Arcybiskupem Krakowskim, w 1967 r. kardynałem Kościoła Powszechnego.

Uczestniczył w całym Soborze Watykańskim II (1962-1965).

Już wtedy był autorem licznych wierszy, tekstów prozą i publikacji naukowych. Wiele podróżował ubogacając siebie, a Sobą - towarzyszących Mu ludzi.

Po śmierci Pawła VI (VIII 1978) i Jana Pawła I (IX 1978) uczestniczył dwukrotnie w konklawe kardynalskim. Na drugim, w dniu 16 X 1978 r., sam został wybrany 262. Następcą św. Piotra Apostoła, przyjmując imię Jana Pawła II.

Podczas swojej owocnej i wyczerpującej misji przez ponad 26 lat i 5 miesięcy wypowiedział się w ogromnej liczbie dokumentów, zawartych na tysiącach stron, w tym w 14 encyklikach i odbył ponad 100 pielgrzymek poza Watykan i Rzym, w tym 8 razy do Polski.

Odszedł do Chrystusa po nagrodę wieczną 2 kwietnia 2005 r. w pierwszą - fatimską sobotę miesiąca, w wigilię Niedzieli Miłosierdzia o godz. 21.37.

* * *

To jedna z wersji życiorysu naszego Papieża, słusznie nazwanego jakiś czas temu Janem Pawłem II Wielkim. Można byłoby bowiem długo i z różnych punktów widzenia opisywać zarówno Jego życie przed 16 X 1978 r., jak i po tym dniu.

Dla każdego z ludzi pozostających w żalu w Polsce i na świecie, istotne jest to, co zna z biografii papieskiej, ukazującej, jak kształtowała się osobowość tego niezwykłego Człowieka, ale ważne są także spotkania z Ojcem Świętym.

UJRZEĆ PIOTRA

Tu pozwolę sobie na osobisty wątek, jako że miałam szczęście przeżyć kilka takich spotkań. Jedno z nich było szczególnie znaczące.

W roku 1991, będąc po IV roku studiów teologicznych na Katolickim Uniwersytecie Lubelskim udałam się w grupie kolegów ze studiów i ich przyjaciół na półoficjalną pielgrzymkę do Włoch.

Droga wiodła przez znane pielgrzymom miasta Italii. Dotarliśmy do Rzymu, gdzie uczestniczyliśmy w Audiencji Generalnej w Bazylice św. Piotra na Watykanie, zwiedziliśmy liczne zabytki Wiecznego Miasta i... modliliśmy się o bliższy kontakt z Janem Pawłem II. Ja wiązałam z nim nadzieję na wyjście z pewnego kryzysu duchowego, w jakim od jakiegoś czasu trwałam, nie potrafiąc z niego wybrnąć. Ufałam, iż Ojciec Święty tym problemom jakoś zaradzi.

Opiekun Polaków w Rzymie - o. Konrad Hejmo, dominikanin - dał się w końcu ubłagać i przekazał na ręce naszej "szefowej" - Basi, koleżanki z roku - plik wejściówek na dziedziniec letniego pałacu apostolskiego w Castel Gandolfo na 14 IX 1991 r. W Kościele jest to Święto Podwyższenia Krzyża Świętego. Na poranną Mszę Św. przybyliśmy późno, na szczęście nie za późno. Członkowie naszej grupy otrzymali zadania odczytania fragmentu Pisma Św., zaśpiewania Psalmu i prowadzenia śpiewu podczas Mszy Św. Było to niewątpliwie wyróżnienie.

STAŁAM TUŻ ZA NIM

Papież sprawował Ofiarę Eucharystyczną w skupieniu, jakby nieświadomy, iż otacza Go około tysiąc rodaków. Co chwilę "powracał" na miejsce z dalekich, duchowych wypraw. Dla mnie był to moment przezwyciężenia kryzysu.

Po Mszy Św. byliśmy pierwszą grupą, do której miał przyjść Jan Paweł II. Było to o tyle "niekorzystne", iż Papież po Mszy Św. zwykle przez jakiś czas trwał w mistycznym, modlitewnym oddaleniu od rzeczywistości. Jako pierwsi mieliśmy Go więc i jednocześnie nie mieliśmy pośród siebie. Spotkanie, wymiana kilku słów z onieśmielonymi paroma osobami, zdjęcia wykonane przez fotografów papieskich i przejście Papieża do kolejnej grupy. Przez ten krótki czas stałam tuż za Ojcem Świętym. Starałam się zapamiętać to uczucie, gdy jest się tak blisko, iż można czoło oprzeć na papieskiej sutannie. Nie uczyniłam tego, nie dotknęłam, nie wykonałam żadnego gestu: z miłości, szacunku i czci dla Niego i Jego urzędu.

Zanim jednak Papież ustawił się do zdjęć, swoim przenikliwym wzrokiem każdej chyba osobie spojrzał głęboko w oczy, jakby czytał w nich wszystkie kłopoty i radości naszego życia.

DZIĘKUJĘ BOGU

Ta Msza Św. i to spojrzenie oraz fizycznie odczuwalna, bijąca od Niego święta miłość Ojca i Przyjaciela wystarczyły mi. Wróciłam z Rzymu odmieniona.

Do dnia 2 IV 2005 r., gdy zgasł jak świeca w moim oknie, byłam i nadal jestem wdzięczna Panu Bogu za Osobę Papieża, Jego Pontyfikat i opisane wydarzenie. W moim przypadku zaowocowało to między innymi pracami: magisterską, licencjacką (licencjat kościelny) i doktorską z nauczania Jana Pawła II.

Mówię więc do Boga słowami papieskiego wiersza sprzed lat: "I tak jestem wpisany w Ciebie nadzieją, poza Tobą istnieć nie mogę - jeśli własne me <ja> stawiam ponad śmiercią i wydzieram z gruntu zniszczenia, to dlatego, że wpisane jest w Ciebie...".

Iwona Lipka, teolog

Od redakcji

Zapraszamy Czytelników "Kurka" do podzielenia się z nami swoimi wspomnieniami ze spotkań z Ojcem Świętym Janem Pawłem II.

2005.04.06