Bez niej trudno sobie wyobrazić obchody świąt państwowych czy uroczystości kościelnych. O tym, jak bardzo widoczny jest jej brak, można się było przekonać 11 listopada, gdy nie zagrała ani podczas mszy w kościele WNMP, ani przy pomniku Orła Białego. Wiele wskazuje na to, że Miejskiej Orkiestry Dętej nie usłyszymy już nigdy.

Orkiestra już nie zagra

MOTYWACJI NIE BĘDZIE

O zamieszaniu związanym z funkcjonowaniem Miejskiej Orkiestry Dętej zrobiło się głośno po obchodach 11 listopada. Muzycy, którzy dotąd zawsze zapewniali tego rodzaju świętom odpowiednią oprawę, tym razem nie zagrali, co wielu mieszkańców odebrało z rozczarowaniem, a nawet oburzeniem. Brak orkiestry dał się zauważyć podczas mszy w kościele WNMP, w trakcie przemarszu przez miasto oraz przy pomniku Orła Białego. Uczestnicy uroczystości zadawali sobie pytanie, co takiego się stało, że tym razem nie wystąpiła. Okazało się, że zaważyła na tym decyzja dyrektora Miejskiego Domu Kultury Piotra Filipowicza o zaprzestaniu wypłacania muzykom pieniędzy za udział w próbach i koncertach. Do tej pory, przez kilkanaście lat obowiązywał system motywacyjny wprowadzony za kadencji poprzedniego szefa MDK-u, Klaudiusza Woźniaka. Zgodnie z nim na muzyka, który regularnie brał udział w cotygodniowych próbach oraz uczestniczył w występach, kwartalnie przypadało 300 – 350 złotych. W skali roku suma ta nie przekraczała 1 tysiąca złotych na osobę (muzycy nie uczestniczyli w zajęciach w czasie wakacji). Na funkcjonowanie orkiestry miasto przekazywało MDK-owi około 40 tys. zł rocznie.

- We wrześniu, po wakacyjnej przerwie, dyrektor poinformował nas, że systemu motywacyjnego nie będzie – mówi prowadzący orkiestrę Jerzy Klenczon, przypuszczając, że pomysł zaprzestania wypłat wyszedł z Urzędu Miejskiego.

- Jakiś czas potem spotkaliśmy się z panem naczelnikiem Dobrońskim. Usłyszeliśmy wtedy, że orkiestra będzie traktowana jak każde inne koło zainteresowań działające w MDK-u – dodaje.

NIE JESTEŚMY KOŁEM ZAINTERESOWAŃ

Zarówno on, jak i jego koledzy, którzy w orkiestrze grają już od przeszło 40 czy 30 lat, są takim postawieniem sprawy zaszokowani.

- Bardzo nas to ubodło. Poczuliśmy, że nie jesteśmy miastu potrzebni – nie kryje goryczy Jerzy Klenczon. Jego zdaniem nie można porównywać orkiestry do kół zainteresowań. - Przecież my ciężko pracujemy, aby upiększyć miejskie uroczystości, wykorzystujemy zdobyte podczas prób umiejętności, a oni dopiero się uczą – zauważa. Ostatecznie stanęło na tym, że orkiestra tylko do końca tego roku kalendarzowego będzie działała na dotychczasowych zasadach. Dlaczego więc muzyków zabrakło podczas obchodów Święta Niepodległości? Jerzy Klenczon tłumaczy, że decyzja o niewystąpieniu 11 listopada była trudna, ale zaważyły na niej względy kadrowe. Na próbę przed świętem przyszło tylko dziewięć osób. W tej sytuacji nie można było skompletować optymalnego składu. Członkowie orkiestry jako krzywdzące odbierają sugestie wyrażane po 11 listopada, jakoby wykazali się brakiem patriotyzmu. Dementują także informację podaną w poprzednim „Kurku” przez starostę, że ich występ podczas obchodów miałby kosztować 5 tys. złotych. Są rozżaleni i wcale nie kryją, że trudno im opanować emocje w związku z tym, co się stało.

- Za poprzedniego dyrektora wszystko wskazywało na to, że idzie ku lepszemu. Utworzono nawet przy MDK-u ognisko muzyczne, które przygotowywało młodych do gry w orkiestrze. Teraz to poszło na marne – mówi jeden z najstarszych stażem członków orkiestry, Eugeniusz Sitarski. Muzycy zdecydowali, że z końcem października zawieszają działalność. Co będzie dalej, jeszcze nie wiadomo. Wiele jednak wskazuje na to, że orkiestra w Szczytnie zamilknie na dobre. - Możliwe, że stworzymy jakiś minizespół dęty grający dla własnej przyjemności, ale nie będziemy już w stanie występować na uroczystościach – mówi Jerzy Klenczon.

TO BYŁO NIE FAIR

Dyrektor MDK-u Piotr Filipowicz tłumaczy, że pomysł rezygnacji z systemu motywacyjnego wyszedł nie z Urzędu Miejskiego, tylko bezpośrednio od niego.

- Kwestia administrowania orkiestrą zaczęła mnie interesować od lutego, kiedy objąłem stanowisko – wyjaśnia. Dodaje, że na temat planowanych zmian kilka razy rozmawiał z Jerzym Klenczonem.

- Muszę traktować orkiestrę tak, jak inne grupy działające w MDK-u – podkreśla. - Nie wyobrażam sobie, że płacę członkom np. koła rycerskiego, którzy w ten sposób realizują swoje hobby. Dodaje, że dotychczasowy system był nie fair wobec innych grup, a do tego orkiestra nie mieści się w strukturach MDK-u, co powoduje pewne komplikacje. Zdarzało się np., że sąsiednie samorządy zwracały się do domu kultury z prośbą o wypożyczenie muzyków.

- Ja nie mogę nimi rozporządzać, bo nie są moimi pracownikami – mówi Piotr Filipowicz. Uważa też, że niezdrowa była sytuacja, kiedy wynagrodzenie za grę dostają młodzi ludzie. Jego zdaniem orkiestra powinna działać na zasadzie stowarzyszenia, które samo stara się o środki na swoje funkcjonowanie. Według dyrektora, muzycy tylko by na tym skorzystali.

- Funkcjonowałaby wtedy o wiele sprawniej i mogłaby się ubiegać o środki zewnętrzne, nie tylko od miasta, ale również od innych samorządów – uważa szef MDK-u, zastrzegając, że miasto wcale nie chce w ten sposób wykręcić się od finansowania orkiestry. Muzycy nadal mogliby odbywać próby w domu kultury, kontynuowane byłyby także zajęcia ogniska muzycznego. Jak mówi, początkowo jego propozycja spotkała się ze zrozumieniem ze strony Jerzego Klenczona.

- Jednak na tydzień przed 11 listopada przyszedł do mnie i powiedział, że orkiestra zawiesza działalność – relacjonuje. Nadal widzi szanse na kompromis.

- Rozwiązanie orkiestry to ostatnia rzecz, na której mi zależy, musimy wypracować jakiś wspólny mianownik. Dotychczasowy system nie zdał jednak egzaminu – mówi dyrektor, dając jasno do zrozumienia, że o powrocie do wypłacania pieniędzy za próby i występy nie ma już mowy.

STOWARZYSZENIE TO DOBRY POMYSŁ

Pomysł, aby orkiestra działała jako stowarzyszenie chwali radny miejski a zarazem dyrygent chóru „Kantata” Mariusz Pardo. - To daje duże możliwości, jest wiele ciekawych programów, z których można skorzystać – zauważa. Jego zdaniem system motywacyjny nie był dobrym rozwiązaniem. - To przecież praca po części społeczna – podkreśla. Przy okazji zdradza, że członkowie chóru „Kantata” sami pokrywają związane z jego działalnością wydatki na stroje, wyjazdy czy wydawnictwa nutowe. Nie pobierają też gaży za występy.

- Tylko kilka razy zdarzyło się, że zaproponowano nam pieniądze, zwykle występujemy za darmo – mówi Mariusz Pardo.

JEDEN WIELKI WSTYD

Tymczasem argumenty dyrektora MDK-u nie przekonują członków orkiestry. - On nie za dobrze się orientuje, na czym polega nasza praca – uważa Jerzy Klenczon. Według muzyków pomysł ze stowarzyszeniem jest zupełnie nietrafiony.

- Koszty jego powołania byłyby niewspółmierne do naszej działalności. Wymagałoby to zatrudnienia księgowego i menedżera, który zajmowałby się organizacją występów – przekonuje. Zdaniem muzyków także zdobywanie środków wcale nie byłoby takie proste, jak mówi dyrektor Filipowicz. Jerzy Klenczon zaproponował kiedyś miastu, aby w kosztach działalności orkiestry partycypowały także inne samorządy, zwłaszcza powiat i gmina Szczytno. Pozostało to jednak bez echa. Szef orkiestry odpiera również zarzut, że płacenie młodym ludziom za grę jest niedobrym rozwiązaniem.

- Teraz czasy się zmieniły. Ludzie, którzy coś potrafią, chcą coś z tego mieć – mówi. Inny członek orkiestry, Artur Kot przyznaje, że w związku z całym zamieszaniem odczuwa niesmak.

- To jeden wielki wstyd, że zawirowanie organizacyjne może doprowadzić do zawieszenia działalności zespołu, który skupia trzy pokolenia, w tym wielu młodych ludzi – komentuje. - Dla mnie to tragedia, nawet trudno mi się na ten temat wypowiadać – dodaje grający w orkiestrze od 30 lat Andrzej Łukaszewski.

Ewa Kułakowska

Listy do redakcji - Dlaczego nie było hymnu przy pomniku

W nawiązaniu do artykułu „Dlaczego nie było hymnu przy pomniku” („KM” nr 46), pragnę wyrazić swoje zdanie na ten temat. (…) To, czy się komuś podoba, czy nie, kultywowanie naszych wartości narodowych jest obowiązkiem każdego Polaka. Gdy w latach 70. zakładaliśmy strażacka orkiestrę dętą przy „Lenpolu” i po jej założeniu, nikt się nie pytał, za ile będzie grał! Grano i śpiewano na całych ziemiach północno – wschodnich, na wszystkich festiwalach i świętach, sławiąc imię naszego pięknego Grodu Juranda, zdobywając najwyższe laury. Czy to nie było piękne? Dziś są problemy z odegraniem hymnu narodowego na tak ważnym dla Polaków święcie. Nie mogę tego pojąć. Dokąd my idziemy? (…)

Nie winię za ten zaistniały blamaż organizatorów. Wiadomym jest, że „z piasku bicza nie ukręci”. Orkiestra postąpiła źle, dała ogromną plamę, ale jeszcze większą dali „rajcowie” za to, że zaniechali zabezpieczenia odpowiednich środków finansowych na organizację tej uroczystości. Dziwnym jest to, że na ich słone diety środków tych nigdy nie brakowało. Jeżeli już taka sytuacja zaistniała, to dla ratowania swojego prestiżu i honoru, można było choć raz zrezygnować z części diety i pokryć koszty z tym związane. Wiemy wszyscy, że pseudospołeczników i miernych patriotów stać na to nigdy nie będzie. Pamiętajmy o tym przy nadchodzących wyborach samorządowych. Każda uroczystość, impreza, aby spełniła właściwą rolę, musi być profesjonalnie przygotowana i zawierać w sobie serce, i odpowiedniego ducha. Na imprezy źle przygotowane szkoda pieniędzy i czasu, przynoszą tylko społeczną szkodę. Podzielam krytyczne uwagi wyrażone przez uczestników tej uroczystości i mam pełną nadzieję, że więcej takich kompromitacji w naszym mieście nie będzie.

Ludwik Narewski