W poprzednim numerze „Kurka Mazurskiego” mój redakcyjny kolega Marek Plitt napisał ciekawy artykuł o szczycieńskich zamkniętych osiedlach mieszkaniowych, czyli miejskich enklawach ogrodzonych płotem z obowiązkowym szlabanem w bramie. Każdy mieszkaniec takiego osiedla jest w posiadaniu indywidualnego pilota i może ów szlaban otworzyć. Obcym wara! Rozmawiałem z Markiem wcześniej na ten temat, rozważając wiele aspektów, których jemu nie udało się zmieścić w swoim autorskim artykule. Zatem pozwolę sobie dorzucić do zamieszczonego przed tygodniem tekstu kilka spostrzeżeń.
Zacznijmy od sprawy ogrodzenia osiedla, które może, choć nie musi, zakłócać swobodny przejazd przez miejski obszar. Tutaj przypomina mi się film z Kirkiem Douglasem „Ostatni kowboj”. Bohater filmu nie mógł tak jak dawniej galopować przez rozległe, amerykańskie prerie, ponieważ przybyli licznie osadnicy-farmerzy poodgradzali się od świata płotami, chroniąc swoją świeżo nabytą własność. No i koniec wolności „ostatniego kowboja”. Takie było przesłanie filmowego dzieła. Powiedział mi autor wspomnianego artykułu, że wielu mieszkańców Szczytna, z którymi rozmawiał, podobnie postrzega stawianie płotów wokół miejskich osiedli. Czy mają rację?
Zacznijmy od tego, że pośród nas są ludzie lepiej lub gorzej sytuowani. Czyli bogaci i biedni. Normalna sprawa. Jeśli tych bogatszych stać na wyższy standard zamieszkania, to niech płacą i mieszkają w osiedlach chronionych. Ale według zasad przyjętych na świecie od wielu, wielu lat. Ponad pół wieku mieszkałem w Warszawie, obecnie odwiedzam to miasto co najmniej raz na dwa miesiące. Zamknięte osiedla mieszkalne nie są dla mnie żadną nowością.