Źle się dzieje w szczycieńskiej oświacie. Niepokój budzą niedawne zwolnienia nauczycieli oraz dyktowana względami oszczędnościowymi duża liczebność uczniów w grupach na lekcjach języków obcych i wychowania fizycznego. To powoduje, że praca w takich warunkach staje się bardzo trudna. - Nasza oświata schodzi na dno – otwarcie przyznaje przewodnicząca Rady Miejskiej, nauczycielka Beata Boczar.
ŹLE JEST W MIEŚCIE
Po raz kolejny w ostatnich miesiącach temat związany z trudną sytuacją w oświacie powrócił na sesji Rady Miejskiej. Największy niepokój budzą niedawne zwolnienia nauczycieli. Przed nowym rokiem szkolnym rozwiązano umowy z 10 pedagogami. Dwóch z nich odeszło na emeryturę, dwóch przeszło w stan nieczynny.
Radna Anna Rybińska, także nauczycielka, wytyka władzom miasta, że przez dłuższy czas udawały, że problemu nie ma, a pojawiające się już od wiosny informacje na temat planowanych redukcji określały mianem plotek. Z kolei radny Henryk Wilga domaga się od samorządu opracowania zabezpieczenia dla zwolnionych nauczycieli. - Nie ma co czekać na urząd pracy, bo wiadomo, że on i tak nic nie zrobi – nie ma złudzeń Wilga.
Zdaniem Rybińskiej sytuacja w oświacie to tylko wycinek niepokojących zjawisk dotykających Szczytno. - Jest bardzo źle w naszym mieście. Dużo młodych ludzi wyjeżdża z powodu braku pracy, zabierając ze sobą dzieci – alarmuje radna.
Obawy wzbudza liczebność uczniów w klasach dzielonych na grupy podczas zajęć z języków obcych oraz wychowania fizycznego. Urzędnicy tłumaczą, że odbywa się to zgodnie z prawem, bo według przepisów grupa taka nie może liczyć mniej niż 14 i nie więcej niż 26 dzieci. Rzeczywistość wygląda tak, że osiąga się zwykle górny dozwolony pułap. Za tym idą zwolnienia nauczycieli wf. Jedną z „ofiar” polityki oszczędnościowej padł młody nauczyciel tego przedmiotu w SP 6 Łukasz Dymerski. Choć przeciw jego zwolnieniu protestowali rodzice uczniów i radni, nie przedłużono z nim umowy na nowy rok szkolny.