Na oświatowo-ratuszowym polu bitwy doszło do rozejmu. Nie jest jednak do końca pewne, czy to nie będzie jedynie cisza przed burzą, bo SLD stawia ciężkie warunki.

Oświatowe warunki

W projekcie miejskiego budżetu radni SLD we współpracy i w porozumieniu z urzędnikami wyszukali pozycje, z których można będzie zrezygnować, uzyskując w ten sposób 90 tysięcy złotych. Pieniądze te zostaną skierowane na tzw. rezerwę oświatową. Ma być ona, zgodnie z wolą radnych - członków komisji infrastruktury społecznej, którzy obradowali w środę 12 lutego, wypłacona nauczycielom za prowadzenie zastępstw doraźnych.

Podczas roboczych spotkań radnych (tych, którzy w nich uczestniczyli, czyli przede wszystkim lewicowych) i urzędników, wypracowano też inne modyfikacje programu oszczędnościowego w oświacie. Mówią one o tym, że docelowo w klasach szkolnych będzie od 26 do 28 uczniów, a dodatek motywacyjny sięgnie 5%, zamiast obecnych 10%. Nowe propozycje mówią też m.in. i o tym, by etatowym działaczom związków zawodowych dodatku motywacyjnego w ogóle nie przyznawać (a pobierali go w wysokości 15%).

Nie wszyscy radni są jednak przekonani i pogodzeni z losem. Radna Rybińska na przykład najbardziej dotkliwie odbierała fakt, że nie uczestniczyła w spotkaniach, które do uzgodnień doprowadziły. "Kurkowi" przyznała się, że nie są one pozbawione zasadności, ale występować będzie przeciw uchwaleniu budżetu, bowiem nie odpowiada jej forma, w jakiej została o uzgodnieniach powiadomiona.

Z kolei oburzenie radnej Danuty Stefanowicz wywołuje np. fakt pozostawienia w budżecie kwoty 2,5 tysiąca złotych, przeznaczonej na opłatę szczepień profilaktycznych (antygrypowych) dla urzędników miejskich, choć tej pozycji skarbnik miasta Hanna Żylińska broniła z uporem godnym lepszej sprawy.

Radną Stefanowicz bulwersowała też kwestia kredytów, które miasto będzie musiało zaciągnąć. Jej zdaniem nie można lokalnej społeczności utwierdzać w przekonaniu, że wszelkim problemom finansowym, z jakimi boryka się miejski budżet, winni są nauczyciele i to przez nich miastu brakuje pieniędzy.

- Na inne zadania też nie starcza otrzymywanych subwencji czy dotacji. Miasto dokłada praktycznie do wszystkiego, nie tylko do oświaty - tłumaczyła przytaczając wypowiedziane wcześniej słowa Jerzego Cimoszyńskiego, według którego z kolei do oświaty się nie dokłada, lecz w nią inwestuje. - A jeśli ktoś tego nie rozumie, to znaczy, że gdy pobierał nauki do niego właśnie dokładano, a nie inwestowano - podsumowywał Cimoszyński.

To właśnie klub SLD znalazł w budżecie wspomniane 90 tys. zł oszczędności i to one właśnie stały się przedmiotem obrad komisji infrastruktury społecznej, która miała miejsce w środę 12 lutego. Tego samego dnia klub SLD skierował do burmistrza oficjalne stanowisko w sprawie projektu budżetu. Wnioskuje w nim o zmiany, które praktycznie już zostały "przyklepane" na posiedzeniach wspomnianej komisji. Sojusz jednak wyciągnął też "czarnego asa" z rękawa, żądając przeznaczenia kwoty 800 tys. zł na kompleksowy remont Miejskiego Domu Kultury i zapisania tej kwoty w tegorocznych wydatkach inwestycyjnych. Zdaniem SLD źródłem tych pieniędzy ma być. m.in. likwidacja Straży Miejskiej. Miasto powinno też pozyskać na ten cel pieniądze z Unii Europejskiej.

To ostatnie jest praktycznie nierealne, bo UE na takie cele pieniędzmi nie szafuje. Wydawałoby się, że lewicowi radni, i to z takim doświadczeniem, jak np. przewodniczący klubu Jerzy Cimoszyński, powinni o tym wiedzieć. I jak tu teraz jednoznacznie stwierdzić, czy w przypadku przewodniczącego, gdy nauki pobierał, do oświaty dokładano czy w nią inwestowano?

(hab)

2004.02.18