...zwana też zimą stulecia zaatakowała Polskę 43 lata temu. Miałam wówczas 19 lat i tak jak większość uczniów korzystałam z zimowej świątecznej przerwy.
Na dworze panowała dodatnia temperatura i nic nie zapowiadało zmian. Tuż pod koniec grudnia 1978 r. odwiedził mnie kolega. Siedzieliśmy w pokoju, wesoło rozmawiając. Wtem nasze spotkanie przerwali, zaniepokojeni tym, co się działo za oknem, rodzice. A działo się – sypał śnieg. Kolega nie mieszkał w Szczytnie i alarm rodziców wywołał panikę. Po krótkiej naradzie postanowił wracać do domu. Odprowadziłam go na dworzec autobusowy. Jeszcze chodniki wyglądały w miarę normalnie, ale wiało i sypało nieźle. Na szczęście autobus odjechał o czasie. Wróciłam bezpiecznie do domu. Niestety takiego szczęścia nie miał mój przyjaciel. Najpierw wysiadło ogrzewanie, a w pewnym momencie zamarzł płyn hamulcowy i w szczerym polu, kilka kilometrów od celu podróżni zakończyli jazdę. Chłopak wspólnie z innymi ruszył pieszo do domu. Oczywiście jego wyjściowy strój, w tym paradne pantofelki, nie sprzyjały takiej eskapadzie. Na szczęście uniknął odmrożeń, ale jego marsz był walką o przetrwanie. Ja tymczasem siedziałam przy ciepłym piecu i nie miałam o jego przeżyciach pojęcia.
Sypało ostro, a apogeum nastąpiło w sylwestra.